niedziela, 20 października 2013

Chapter 80 ~ Happy Birthday

Wysiadłam ostrożnie z samochodu, obserwując każdy ruch Justina. Nie rozpoznałam miejsca. Widziałam tylko, że byliśmy przy jakiejś rzece, w pobliżu mostu. Lampy uliczne oświetlały deptak, ale nikogo nie było w zasięgu wzroku.
- Gdzie jesteśmy? - zapytałam.
Justin zamknął samochód i odpowiedział.
- Nie sądzę, że wiesz co to za miejsce. Naprawdę byłbym zaskoczony, gdybyś znała.
Rozglądając się zauważyłam kilka świateł w domach, które wyglądały na stare i brudne. Manhattan był widoczny z daleka, przedstawiając kontrastujący spektakl świateł.
- Dlaczego zawsze kończę w takich miejscach, kiedy jestem z 5tobą? - zmarszczyłam nos.
- To jest w pakiecie - mrugnął do mnie figlarnie - Teraz zamknij oczy, albo założę ci na nie opaskę - zabrzmiało groźnie, gdy to powiedział, przez co przeszedł mnie dreszcz.
- Okej, wyluzuj. Zamknę je - zamknęłam oczy niechętnie i czekałam, aż mnie poprowadzi - Pomożesz mi, czy nie? - uniosłam lekko powieki, by na niego spojrzeć. Śmiał się.
- Och tak, jasne - Szybko podszedł do mnie i objął mnie ręką w talii, podtrzymując mnie.
Drugą ręką prawdopodobnie sprawdzał, czy nie podglądam i zamachał nią przed moją twarzą, czy coś. Po chwili zaczęliśmy iść.
- Dobra, teraz idź przed siebie - przeszliśmy tak kilka metrów, po czym skręcił w prawo - Teraz będą schody.
Schody?! Krzyknęłam w duchu.
- Justin, ja spadnę. Schody, szpilki, brak wizji i ja nie idą w parze - stwierdziłam rzeczowo, chwytając jego rękę dla większego bezpieczeństwa.
- Powinnaś dodać jeszcze wysokość dwudziestu metrów.
- Co? - krzyknęłam, próbując się odwrócić.
- Żartowałem - usłyszałam jego śmiech. Nie łatwej byłoby otworzyć na chwilę oczy? - Nie pozwolę ci upaść - jego głos stał się poważny, przez co przeszedł mnie dreszcz i poczułam mrowienie w żołądku.
Schody wydawały się nie kończyć, ale wreszcie stanęliśmy na płaskiej ziemi. Myślę, że jesteśmy teraz pod tym mostem, który wcześniej widziałam.
- Mogę już otworzyć oczy? - jęknęłam.
- Jeszcze nie. Sekunda - kazał mi przesunąć się nieco do przodu, a potem zatrzymał się.
Czułam, że stoi za mną.
- Okej, teraz możesz je otworzyć - zabrzmiał nerwowo, oczekując mojej reakcji.
Zamrugałam kilka razy, aby przyzwyczaić oczy do nagłego światła, czując ekscytację. Kiedy spojrzałam przed siebie ujrzałam duże graffiti na ścianie, która łączyła most z ziemią. Mrużąc oczy, by przeczytać, pisnęłam, jak mała dziewczynka.
"WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO KSIĘŻNICZKO" było napisane dużymi niebiesko-fioletowymi literami.
Odwróciłam się w zachwycie, zupełnie oniemiała. Zarzuciłam Justinowi ręce na szyję, by przytulić go mocno. Wyraźnie nie spodziewał się mojej reakcji, bo zachwiał się lekko, zanim odwzajemnił gest.
- Podoba ci się? - zapytał z nadzieją w głosie.
- Justin, to jest... to jest niesamowite! Uwielbiam to! - zapiszczałam i przytuliłam go raz jeszcze, nie będąc w stanie powiedzieć czegoś bardziej rozbudowanego - To najlepszy prezent, jaki kiedykolwiek dostałam - uśmiechnęłam się z czystej radości.
To zdecydowanie poprawiło mi humor.
- Poważnie? - uniósł brwi, oniemiały.
- Tak, nikt nigdy nie zrobił dla mnie czegoś tak specjalnego... Nie mogę uwierzyć, że zrobiłeś graffiti - nie mogłam wyjść z mojego szoku.
Wzruszył ramionami skromnie.
- Cieszę się, że ci się spodobało - uśmiechnął się do mnie, a ja odwróciłam się, by znów podziwiać dzieło.
To było niesamowite i zastanawiałam się, ile dziewczyn zabiłoby, żeby dostać taki prezent od chłopaka takiego, jak Justin. A ja jestem tą szczęściarą. Nie mogłam zetrzeć uśmiechu ze swojej twarzy.
- Więc myślisz, że ty i ten idiota to koniec? - zapytał nieśmiało Justin, przez co raz jeszcze odwróciłam się do niego.
Trzymał ręce w kieszeniach i przygryzał wargę.
- Tak, zdecydowanie - skinęłam gorączkowo głową, mając ochotę zakpić. Co ty w ogóle widziałaś w Nicku? Pytałam siebie.
Zrobił krok w moją stronę i oblizał wargi.
- Dobrze, bo naprawdę chciałem to zrobić - pogłaskał mnie knykciami po policzku, po czym ujął moją twarz w dłonie.
Mój oddech uwiązł w gardle w oczekiwaniu. Powoli przeniósł wzrok na moje usta, a po chwili jego miękkie, pełne, idealne wargi były na moich, całując je czule. Chwyciłam dłońmi jego przedramiona, szukając asekuracji. Przez moje ciało przebiegł dreszcz, a nasze usta poruszały się zgodnie. Jedna z jego rąk przeniosła się na moją szyję, pozwalając mi chwycić dłonią jego policzek. Tym razem mogliśmy w pełni cieszyć się błogim uczuciem, bez alkoholu, który przyćmiłby naszą świadomość, bez żalu. Tym razem Justin nie poszedł dalej, odsunął się i przycisnął czoło do mojego i oboje staraliśmy się odzyskać oddech po tak intensywnej chwili.
- Jesteś zbyt piękna, by płakać, Brooklyn - wyszeptał i ogromny uśmiech pojawił się na mojej twarzy, kiedy patrzyliśmy sobie w oczy - Kocham cię, księżniczko.
- Ja ciebie też.

Ojej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz