niedziela, 20 października 2013

Chapter 79 ~ Revenge

Justin spojrzał na mnie. Łzy spływały po moich policzkach, a usta miałam otwarte, jakbym ujrzała potwora.
- Co do cholery? - krzyknęłam, a Justin podziwiał moją zdolność do nie przeklinania, w takich okolicznościach.
"Para" odsunęła się od siebie i spojrzała na mnie w zdumieniu.
- Brooke, ja... - Nick starał się coś powiedzieć.
- Nie - warknęła, unosząc palec.
To wystarczyło, by zamknął swoje głupie usta i zostawił mnie w spokoju. Justin zebrał w sobie wszystkie siły, aby nie złamać mu teraz tego pieprzonego nosa, ale rozproszył go fakt, że ja wybiegłam na zewnątrz pomieszczenia, a Justin za mną. Olivia natychmiast zaczęła na nich krzyczeć i o ile Nick wydawał się zasmucony, to suka uśmiechała się triumfalnie. Wybiegłam na zewnątrz, na jeden z ogromnych tarasów budynku.
- Brooke! Brooke stop! - wołał za mną, dopóki się nie zatrzymałam.
Opadłam na podłogę.
- Nie nie, chodź tu - podniósł mnie na nogi, bym nie pobrudziła sobie sukienki.
Trzymał mnie w ramionach przez chwilę, nie wiedząc dokładnie, co powinien zrobić, więc po prostu głaskał moje plecy w kojący sposób, abym się uspokoiła. Kiedy przestałam płakać, spojrzałam na niego. Wytarł kciukami moje zapłakane policzki. Pociągnęłam cicho nosem, a on poprowadził mnie do ławki, która znajdowała się kilka metrów od nas. Usiadłam i objęłam swoje ramiona.
- Zimno ci? Powinniśmy wrócić do środka - wskazał kciukiem za siebie na szklane drzwi, które połączone były z salą.
- Nie, ja nie chcę tam iść - przeczesałam palcami swoje długie włosy, które zauważył, że były wyprostowane.
- Nie myśl o tym, on jest dupkiem, który nie zasługuje na twoje łzy. Jesteś za dobra dla niego, księżniczko.
- Naprawdę tak uważasz? - zapytałam, patrząc na niego spod długich rzęs - których makijaż cudem przeżył powódź łez - przygryzając wargę.
Skinął głową uspokajająco.
- Tak. On nie wie co stracił - odgarnął moje włosy z twarzy.
- Dziękuję, Justin - posłałam mu mały, pełen nadziei uśmiech - To nie fakt, że mnie zdradził denerwuje mnie najbardziej, bo w pewnym sensie zrobiłam to samo. To fakt, że zrobił to na mojej imprezie urodzinowej, z jedną z moich najlepszych przyjaciółek i to na oczach wszystkich. On mnie upokorzył - pokręciła głową ze smutkiem, ale już nie szlochała.
Zamiast tego w moich brązowych oczach błysnął gniew i przez chwilę Justin obawiał się tego, co mogłam zrobić.
- Rozumiem - potarł moje ramiona w górę i w dół, wyczuwając gęsią skórkę.
Było naprawdę zimno, a moja sukienka była bez ramiączek.
- Mam pomysł. Weź żakiet, a ja pokażę ci mój prezent - podał mi dłonie, wstając.
- Kupiłeś mi prezent? - spojrzałam na niego zdumiona.
- Nie do końca go kupiłem, dlatego potrzebujesz żakietu. Weźmiemy mój samochód - wyjaśnił tajemniczo, przez co zmarszczyła brwi, nuta ekscytacji błyszczała w moich oczach.
- Okej. Ty i te twoje niespodzianki - zachichotałam wstając, powodując u niego uśmiech, bo pomimo sytuacji udało mu się mnie rozśmieszyć - Jutro też ci coś kupię. Miałeś urodziny w ten sam dzień co ja.
- Nie musisz. - uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło.
- Ale chcę.
Wróciliśmy do pomieszczenia, gdzie temperatura była znacznie wyższa.
- Najpierw muszę coś zrobić - powiedziałam mu do ucha i ruszyłam do miejsca, gdzie widzieliśmy Nicka i Hannah - całujących się.
Poszedł za mną i zatrzymał się, kiedy ja to zrobiłam, by nasze ciała się nie zderzyły. Wydawali się kłócić, ale ja to zignorowałam i poklepałam Nicka po ramieniu, przez co się odwrócił. Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, uderzyłam go w twarz, zostawiając czerwony ślad na jego policzku. Justin otworzył usta. Moja "przyjaciółka" sapnęła, ale zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, wylałam na nią lepką zawartość czerwonego kubka, oblewając jej zieloną sukienkę i doskonale wystylizowane - aż do teraz - włosy. Dziewczyna otworzyła usta jeszcze szerzej i jęknęła patrząc na mnie, zaśmiałam się gorzko.
- Pieprzcie się oboje - powiedziałam z obrzydzeniem, wymawiając powoli każde słowo.
Oboje się przerazili, cholera nawet Justin się przeraził. Wokół nas słychać było ochy i achy jak i chichoty oraz plotkowanie. Bez wątpienia, ta impreza przejdzie do historii. Przeklinająca ja... To była jedna z najdziwniejszych i najzabawniejszych rzeczy na świecie dla Justina.
To powiedziawszy, wyszłam z pomieszczenia, zabierając swój żakiet i Justin musiał pobiec, żeby mnie dogonić.
- Wow. Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem - pogratulował mi, zabierając swoją czarną skórzaną kurtkę.
- Dziękuję, Bieber - skinęłam głową, po czym na mojej twarzy pojawił się łobuzerski uśmiech - Rzeczywiście lepiej się poczułam, jak to zrobiłam - przyznałam, wchodząc do windy.
- Zamieniasz się w totalną buntowniczkę, Sayers - zaśmiał się i nacisnął guzik na parter.
- Więc gdzie jest twój prezent? - zapytałam z ciekawością.
- Niespodzianka, niespodzianka - powiedział śpiewnym głosem, wiedząc, że mnie to drażni.
- Ugh - zrobiłam smutną minkę.
- Nie patrz tak na mnie. Kiedy nie spodobała ci się moja niespodzianka? - uśmiechnął się niewinnie, unosząc brwi.
Szturchnęłam go w żebra, by się zamknął, ale oboje wybuchnęliśmy po chwili śmiechem. Kiedy w końcu dotarliśmy na parter, Justin ruszył tam, gdzie myślał, że jest wyjście.
- W tę stronę - wskazałam przeciwny kierunek.
- Och, tak - podrapał się po karku z zakłopotaniem.
Kiedy przeszliśmy przez szklane drzwi obrotowe, otuliłam się szczelniej białą marynarką. Na zewnątrz było dość chłodno, choć nie tak bardzo, jak na tarasie, ponieważ nie było tak wysoko. Justin musiał poprosić jakiegoś mężczyznę, by oddał mu jego samochód, a po spojrzeniu na niego podejrzliwie, wrócił jego nowo nabytym, sportowym samochodem, podając mu kluczyki. Justin otworzył drzwi przede mną czując, że musi sprawić, by ten dzień był jeszcze szczęśliwszy po tym, czego była świadkiem. Byłam tak podekscytowana, jak dziecko na Boże Narodzenie.
- Denerwujesz się? - zapytał, wyjeżdżając z hotelowego parkingu.
- Bardzo - przyznałam, stukając opuszkami palców w swoje udo.
Zachichotał.
- Nie ekscytuj się za bardzo. Prawdopodobnie to będzie gówno w porównaniu z tym, co znajduje się w tych wszystkich pudełkach.
- Dlaczego tak mówisz? - zmarszczyłam brwi - Lubię oryginalne prezenty, a nie takie, po które można wysłać gosposię i założę się, że spodoba mi się twój prezent, cokolwiek to będzie - uśmiechnęłam się słodko.
- Mam nadzieję - westchnął, jadąc do naszego celu.
Podczas jazdy słuchaliśmy radia. Pytałam o nazwę każdego utworu, a Justin śmiał się z mojego braku wiedzy na temat rapu.
- Nie lubię tej muzyki, ale muszę przyznać, że dobrze rapujesz - pochwaliłam go, kiedy śpiewał "Not Afraid" Eminema.
- Wiem - mrugnął do mnie pewny siebie, na co przewróciłam oczami.
- Nigdy nie przeboleję Twojej arogancji - mruknęłam.
- Powinnaś się do tego przyzwyczaić - powiedział rozbawiony.
Po kilku minutach byliśmy na miejscu.
- Zamknij oczy - rozkazał.
- Co? Dlaczego?
- Ufasz mi? - westchnął, wyłączając silnik i wychodząc z samochodu.
- Nie - usłyszał moją odpowiedź, zanim wysiadł.
- Szkoda, bo będziesz musiała - wzruszył ramionami, otwierając drzwi po mojej stronie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz