- Co ty tu robisz? - spytałam, prostując swoje ubrania i czując się skrępowana, ponieważ byłam tylko w pidżamie i bez makijażu.
- Chcieliśmy po prostu sprawdzić, co u ciebie. Nie widzieliśmy cię dzisiaj w szkole - chorobliwie wysoki głos odezwał się zza pleców Nicka, a wkrótce Hannah pojawiła się u jego boku, uśmiechając się.
Dlaczego nie dziwi mnie to, że się do niego przyczepiła? Użyłaby każdej wymówki, by z nim przyjść. W duchu jęknęłam, przewróciłam oczami i pociągnęłam za włosy w irytacji. Gdybym mogła zrobić to wszystko naprawdę.
- Też was nie widziałam, ale nie martwcie się, nic mi nie jest - starałam się być miła i uprzejma, ale obsesja Hannah na punkcie mojego jakkolwiek-by-go-nazwać (aka Nicka) mnie irytowała.
- Nie powiedzieliśmy twojej matce, że nie byłaś na dwóch lekcjach - wyszeptała do mnie, ale za ta przyjazną maską było coś jeszcze. Mam tylko nadzieję, że nie zapyta, gdzie byłam.
- Dziękuję. Od tego są przyjaciele, prawda? - posłałam jej fałszywy uśmiech.
Wiem, że ona powinna powiedzieć to zdanie, ale chciałam to podkreślić.
- Oczywiście - nie wiem, w co ona pogrywa ale mam już dość jej fałszywości.
Nie wiem, czy nadal jesteśmy przyjaciółkami, bo wszystko, co ona robi wydaje się mi przeszkadzać.
- Chcecie, abym dała wam trochę czasu dla siebie? Mogę poczekać na ciebie na zewnątrz - ostatnią część skierowała do Nicka.
- Nie musisz na niego czekać, Hannah - powiedziałam, lecz brzmiało to bardziej, jak pytanie.
- Muszę, chyba, że chce wracać pieszo do domu - stwierdziła, chichocząc głupio.
Spojrzałam na Nicka w zupełnej dezorientacji.
- Skradziono mi wczoraj samochód - wyjaśnił - Hannah zaproponowała, że podwiezie mnie do ciebie.
- Co? Ale... Jak? - moje zmieszanie tylko rosło.
- Byłem na stacji benzynowej i płaciłem na moje zakupy, a kiedy wyszedłem ze sklepu, samochodu już nie było - jego oczy płonęły w gniewie.
- O mój Boże - sapnęłam, zakrywając dłonią moje otwarte usta.
- Prawda? Mam nadzieję, że wkrótce znajdą tego zwyrodnialca - wtrąciła się Hannah, delikatnie ściskając biceps Nicka.
Ale w tej chwili nie dbałam o jej nagły udawany pokaz. Wszystko, co teraz krążyło w moich stłoczonych myślach to fakt, że możliwość, że samochód Nicka był tym, który ukradł Justin była, jak 99,9999%. Wszystkie elementy do siebie pasowały. Drogi samochód, który mógł należeć tylko do kogoś bogatego i to, że wyglądał znajomo, kiedy wczoraj go zobaczyłam i to, że został skradziony wczoraj. Nie chciałam nic więcej, jak być w błędzie. Przygryzłam mocno wargę do tego stopnia, że poczułam krew.
- Wow Brooke, wyglądasz na bardziej dotkniętą, niż ja - zaśmiał się Nick - Nie martw się, dobrze? Policja go znajdzie - objął mnie opiekuńczo i pocałował w czubek głowy, a ja oparłam głowę na jego piersi.
Poczucie winy było nieznośne, a mój żołądek płonął i miałam wrażenie, że zwymiotuję. Kontakt z Nickiem przypominał mi mój pocałunek z Justinem. Mój oddech był nierówny i odsunęłam się, starając się uspokoić.
- Powinnaś odpocząć kochanie, wyglądasz na zmęczoną - sposób w jaki nazwał mnie "kochaniem" wysłał nową falę poczucia winy, a ja dziękowałam Bogu w chwili, gdy opuścili mój pokój.
Opadłam na łóżko, ale o dziwo, z moich oczu nie popłynęły łzy. Oddychałam głęboko, starając się zrelaksować. Kiedy mniej więcej czułam się lepiej, wzięłam telefon i wybrałam numer Justina, czekając, aż odbierze.
- Już się za mną stęskniłaś, księżniczko? - jego zarozumiały głos rozbrzmiał w słuchawce.
Zignorowałam jego zalotny komentarz.
- Justin, musisz oddać samochód, który ukradłeś. To samochód Nicka - w moim głosie wyczuwalny był niepokój, kiedy pokreśliłam słowo "Nicka".
- Co? Żartujesz, kurwa? - krzyknął. On jednak nie brzmiał, jakby się przejął, był niemal rozbawiony.
- Justin, mówię całkowicie poważnie. Nie wiesz, jaką władze ma jego ojciec, on poruszy niebo i ziemię by odzyskać ten samochód. Możesz skończyć w więzieniu Justin, to nie są żarty - powiedziałam pośpiesznie, modląc się w duchu, że mnie posłucha i że nikt go nie złapie.
Mimo, że nie chciałam przyznać, że moim większym zmartwieniem był Justin, a nie Nick i jego samochód, to w głębi serca wiedziałam, że tak było. Musiałam jeszcze zrozumieć, czemu.
Justin nie odpowiedział od razu.
- Obawiam się, że nie mogę oddać mu jego samochodu - powiedział spokojnie. Czy tylko ja tutaj panikuję? Najwyraźniej tak.
- Co masz na myśli mówiąc, że nie możesz? - zapytałam niepewnie, obgryzając lakier z paznokci.
- Spójrz przez okno w dół, na ulicę - rozkazał łagodnie, jakby to w tej chwili miało znaczenie.
Dostrzegłam światła z okolicznych budynków, ale ludzie idący ulicą, byli tylko rozmytymi mrówkami.
- Co mam niby zobaczyć? - zmrużyłam oczy, starając się dostrzec w oddali coś znajomego.
- Widzisz pomarańczowy samochód? - zapytał.
- Tak, chyba tak - powiedziałam po tym, jak dostrzegłam coś, co wyglądało, jak pomarańczowy sportowy samochód - Co z nim? - ściągnęłam brwi. On też go widzi? Byłam zmieszana.
- Okej, widzisz osobę o niego opartą? Rozmawia przez telefon - dodał z minimalną powagą w głosie.
Ledwo mogłam dostrzec sylwetkę kogoś opartego o sportowy samochód. Wtedy do mnie dotarło.
- O nie, Justin. Proszę powiedz mi, że ty nie... - nie musiałam kończyć zdania. Nawet przez telefon wiedziałam, że uśmiecha się z zadowoleniem - Jesteś szalony - syknęłam z niedowierzaniem, nie mogąc uwierzyć, że sprzedał samochód Nicka i zdobył nowy.
- Chcesz go zobaczyć? - zapytał, jakby nie popełnił właśnie przestępstwa, które mogłoby go wsadzić do więzienia, na resztę życia - Jest bardzo fajny.
- Nie, nie chcę. Poważnie, ty... Ty... - trudno było mi znaleźć słowa, by wyrazić to, co chciałam powiedzieć - Ty nie jesteś normalny.
- Oooo - przeciągnął "o", jakby właśnie coś sobie uświadomił - Wiem, dlaczego nie chcesz zejść. Boisz się odpowiedzieć na moje wcześniejsze pytanie - gdybym miała lornetkę, jestem pewna, że dostrzegłabym ten nieznośny uśmieszek przyklejony do jego twarzy.
Zatrzymałam się patrząc przez okno i przełknęłam ślinę. Cholera, zapomniałam o tym, a teraz to tylko utrudniło ominięcie tego tematu.
- Jestem zmęczona i chce mi się spać, to wszystko - mruknęłam bez emocji.
- Więc po tym, jak tu przyjechałem, by cię zobaczyć, Ty mnie olewasz? - udał zranionego, pociągając nosem.
Zachichotałam krótko.
- Próbujesz mnie szantażować, Bieber?
- Może, Sayers - odpowiedział zadowolony z siebie - Czy to działa?
Kiedy nie odpowiedziałam, zajęta gryzieniem mojej dolnej wargi, on kontynuował.
- Obiecuję, nie będziesz się czuła niezręcznie.
- Jakby to było możliwe - parsknęłam.
- Proszę - powtórzył głosem dziecka.
- Dobrze, ale tylko na kilka minut. Naprawdę jestem zmęczona - powiedziałam niepewnie.
Rozłączył się, zanim zmieniłabym zdanie. Westchnęłam i założyłam moją białą bluzę z futerkiem i zasunęłam ją tak, by nie było mi zimno. Zmieniłam kapcie na moje Tomsy. Przeglądając się w lustrze stwierdziłam, ze nie wyglądam tak źle. To była zwyczajna pidżama, poza tym było ciemno, a ja nie muszę zaimponować Justinowi, prawda? Moje włosy były prawie suche i opadały falami na moje plecy. Założyłam okulary z czarnymi plastikowymi oprawkami. Były to okulary niepoprawiające wzroku. Zanim zamknęłam drzwi na klucz i otworzyłam okno. Chłodne powietrze uderzyło w moją twarz, powodując na mojej skórze gęsią skórkę. Jęknęłam, kiedy ujrzałam długie schody w dół. Chciałam wyjść drzwiami, ale jakbym usprawiedliwiła tak późne wyjście w samej piżamie? Schody ewakuacyjne muszą wystarczyć. Schodziłam powoli, nie patrząc na ulicę, by nie przerazić się wysokości. Zeszłam po niekończących się metalowych schodach, które wydawały dziwne dźwięki pod moim ciężarem. Gdy zeszłam na ziemię, byłam lekko zaczerwieniona, ale to nic w porównaniu z tym, co będzie później. To, co dla ciebie robię, Justin.
Ujrzałam go stojącego obok samochodu, wyglądał tak cudownie, jak zawsze w kolorowych światłach ruchliwej ulicy. Założyłam kaptur na głowę, aby ukryć się przed mijanymi ludźmi. Kiedy Justin mnie zobaczył, posłał mi szeroki uśmiech, a moje usta walczyły by tego nie odwzajemnić, choć nie były w stanie. Kiedy byłam nieco bliżej, zauważyłam, że samochód ma dwa czarne pasy, po jednym wzdłuż obu stron.
- Cześć - przywitałam się, chowając dłonie do kieszeni.
- Hej - dlaczego on ma podwinięte rękawy swojej szarej bluzy z kapturem, kiedy ja zamarzam? - Nie wiedziałem, że nosisz okulary.
- Nie noszę, to dla ozdoby - skinął głową - Moglibyśmy wsiąść do twojego... samochodu? - dziwnie było mówić to słowo, bo technicznie nie był jego, ale nieważne - Tak jakby jestem w pidżamie i nie chcę, by ktoś mnie zobaczył - otuliłam swoje ciało, zakłopotana.
- Jasne - otworzył mi drzwi i wsiadłam do środka, a on dołączył do mnie po kilku sekundach, siadając za kierownicą.
- Niezła fura, shawty - powiedziałam, próbując naśladować głos, którego użył 'Miller' z tego co pamiętam, gdy go spotkałam po raz pierwszy.
Zaśmiał się, łapiąc mój żart.
- Dziękuję, ale nie nazywaj mnie shawty.
Zaczęłam myśleć, ile od tego czasu się zmieniło. Nigdy bym nie pomyślała, że będę wymykać się z domu aby spotkać się z chłopakiem, który właśnie ukradł samochód mojego
- O czym myślisz? - zapytał, odwracając się w fotelu twarzą do mnie.
Podniosłam kolana do piersi i oparłam na nich brodę, ignorując jego spojrzenie, kiedy to zrobiłam. Chłopcy i ich miłość do samochodów.
- Myślałam, jak bardzo moje życie zmieniło się przez ciebie - powiedziałam szczerze.
To go zaskoczyło i kątem oka dostrzegłam, że jego usta wyginają się w chytrym uśmiechu, jakby był z tego dumny.
- Cóż, ty też sporo zmieniłaś w moim życiu. Nigdy bym nie pomyślał, że przyjadę spotkać się z dziewczyną z innego powodu, niż seks - przyznał bez ogródek, na co sapnęłam głośno.
- Jesteś niemożliwy, Justin - pokręciłam głową.
- Tak mi mówiono - powiedział z pewnością siebie, na co przewróciłam oczami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz