Wyskoczyłyśmy z czarnego Range Rovera Belli i wzięłam głęboki oddech, jakby to miało podbudować moją odwagę przed rozmową z Justinem. Zauważyłam jego oraz Tysona, siedzących na naszej zwykłej ławce i rozmawiających. Nie widzieli nas na początku, ale jak szłyśmy do nich, Tyson się odwrócił w naszą stronę, a przez to Justin zrobił to samo. Na milisekundę nasze oczy się spotkały, lecz on odwrócił wzrok. Był wkurzony i nie mogłam go winić. Bella była tego nieświadoma, ponieważ nie powiedziałam jej co się właściwie stało, a ona nie pytała. Powiedziała mi tylko, że byłam suką - coś, z czego sama już zdałam sobie sprawę - i tak było lepiej. Gdy dotarłyśmy do nich, Tyson wstał i nasze pięści zderzył się w pewnego rodzaju powitaniu, które wymyśliliśmy zeszłej nocy.
- Co tam, BS? - nazwał mnie moim pseudonimem, na co uśmiechnęłam się, a Bella zmarszczyła czoło.
- Cześć, Ty - skinęłam głową.
Potem przytulił Bellę i oboje zniknęli z pola widzenia, rozmawiając o czymś z ożywieniem. Powietrze stało się gęstsze od napięcia, kiedy usiadłam obok Justina. On nawet nie drgnął na dźwięk skrzypienia ławki, ani nie potwierdził w żaden sposób, że zauważył moją obecność. Bałam się odezwać, bałam się ruszyć, a nawet bałam się oddychać. W końcu znalazłam w sobie odwagę i wymamrotałam.
- Hej.
Justin nie odpowiedział, na co westchnęłam. Był naprawdę wkurzony.
- Justin - jęknęłam - Możemy porozmawiać? - zapytałam, po raz kolejny dostając ciszę - Słuchaj Justin, przepraszam okej? Nie miałam na myśli tego, co powiedziałam i czułam się przez to, jak gówno przez cały dzień. Nie chciałam na ciebie warczeć, to ja jestem rozczarowana samą sobą, a zrzuciłam to wszystko na ciebie. Proszę, wybacz mi - wyrzuciłam na jednym wydechu.
Justin w końcu odwrócił głowę, spojrzał na mnie i mrugnął powiekami. Czekałam na odpowiedź - nawet jeśli miał mnie zwyzywać - czując się nerwowo, przez jego spojrzenie.
- Byłaś totalną suką - stwierdził krótko. Jezu, dzięki za szczerość - Ale ja też przepraszam. Nie powinienem cię zmuszać, abyś poszła - powiedział w końcu, poczucie winy błysnęło w jego pięknych piwnych oczach.
- Nie, ja się zgodziłam, więc technicznie, to moja wina. Jestem zła na siebie, że byłam tak nieostrożna... I muszę przyznać, że byłam dla ciebie suką - posłałam mu przepraszające spojrzenie i przygryzłam wargę spuszczając wzrok na swoje kolana.
- Nigdy więcej nie pozwolę ci pić - usłyszałam w jego głosie, że uśmiechnął się przelotnie, przez co poniosłam oczy.
- Proszę - kąciki moich ust również uniosły się ku górze.
- Widzę, że się przebrałaś - rzucił, przypatrując się mojemu improwizowanemu strojowi.
- Próbowałam, ale rozpaczliwie potrzebuję prysznica i łóżka - zaśmiałam się się lekko, chowając kosmyki włosów za uszami.
Justin spojrzał na mnie ze zrozumieniem.
- Przynajmniej nie obudziłaś się ze strasznym kacem - wzruszył ramionami. To by była wisienka na torcie.
- Przy okazji, skąd wiedziałeś, gdzie byłam wczoraj, kiedy uratowałeś mnie od tego złodzieja? - zapytałam, przypominając sobie, że nic mi nie powiedział o tym, skąd zdobył samochód i czemu był w tej samej okolicy co ja, w tym samym czasie.
- Nie wiedziałem. Po prostu dziwnym trafem pojawiasz się w najbardziej opustoszałych ulicach Nowego Jorku. Poważnie, co jest z tobą, że chodzisz po tak niebezpiecznych miejscach? - potrząsnął głową i ściągnął brwi w rozbawieniu - Zaczynam myśleć, że jesteś poszukiwaczem mocnych wrażeń, kochanie.
- Nie jestem - jęknęłam, na co zachichotał, a ja oparłam nogi na ławce, obejmując je ramionami.
- To bogata strefa, dlatego kręci się tam wielu złodziei - wyjaśnił - Miałaś szczęście, że chciał tylko twoje pieniądze, a nie ciało.
Skrzywiłam się na samą myśl o tym
- Nie dałabym mu tego - mruknęłam, odwracając wzrok - Więc co tam robiłeś? - spytałam podejrzliwie i szczerze mówiąc zaciekawiona.
Wciągnął głęboko powietrze, zanim z powrotem skupił swoją uwagę na mnie.
- Fakt, że to jest spokojna dzielnica ma swoje zalety. Zdecydowałem przejechać się moim właśnie skradzionym samochodem, ponieważ wiedziałem, że nikt mnie tam nie zobaczy - wzruszył ramionami - Łącznie z policją.
Zastanowiłam się nad tym przez chwilę, zanim odpowiedziałam.
- Skoro uratowałeś mi życie, przymknę oko na fakt, że złamałeś prawo.
- Tak, jak się spodziewałem - uśmiechnął się triumfalnie.
- Ale to nie znaczy, że to mi się podoba - ostrzegłam go.
Bez względu na to, co mu powiedziałam, on nie zamierzał zmieniać swojego zachowania, więc po co w ogóle próbuję? Dziwnie nazywać go przestępcą, kiedy jest takim miłym kolesiem, gdy się go pozna. I pomyśleć, że wydawał mi się straszny, gdy go zobaczyłam po raz pierwszy od kilku lat...
Po kilku sekundach, on wciąż na mnie patrzył.
- Co? - zaśmiałam się rozbawiona.
Otworzył usta, a ja patrzyłam na nie przez chwilę, czując, że moje policzki robią się czerwone.
- Żałujesz, że mnie pocałowałaś? - wypalił, całkowicie zbijając mnie z tropu.
Moje oczy rozszerzyły się i otworzyłam usta, lecz żadne słowo z nich nie wyszło. Justin świdrował mnie spojrzeniem z wyrazem, którego nie byłam w stanie rozpoznać.
- Nie - uśmiechnęłam się i pocałowałam go delikatnie w usta.
Przerwał nam piskliwy głos Belli.
- Brooklyn! Mówiłam Tysonowi, że on i Justin powinni przyjść na twoją spóźnioną imprezę urodzinową, prawda? - jej pełne nadziei oczy zdradzały, że była całkowicie zauroczona Tysonem.
Chłopcy spojrzeli na mnie, oczekując odpowiedzi.
- Oczywiście - powiedziałam.
- Świetnie! - pisnęła Bella, klasnąwszy w dłonie.
Wszyscy zaśmialiśmy się z jej infantylizmu, choć z mojej strony był to pusty śmiech, bez emocji. Wkrótce wybiegł Tommy z Jaxonem i udaliśmy się z powrotem do domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz