Wysiadłam ostrożnie z samochodu, obserwując każdy ruch Justina. Nie rozpoznałam miejsca. Widziałam tylko, że byliśmy przy jakiejś rzece, w pobliżu mostu. Lampy uliczne oświetlały deptak, ale nikogo nie było w zasięgu wzroku.
- Gdzie jesteśmy? - zapytałam.
Justin zamknął samochód i odpowiedział.
- Nie sądzę, że wiesz co to za miejsce. Naprawdę byłbym zaskoczony, gdybyś znała.
Rozglądając się zauważyłam kilka świateł w domach, które wyglądały na stare i brudne. Manhattan był widoczny z daleka, przedstawiając kontrastujący spektakl świateł.
- Dlaczego zawsze kończę w takich miejscach, kiedy jestem z 5tobą? - zmarszczyłam nos.
- To jest w pakiecie - mrugnął do mnie figlarnie - Teraz zamknij oczy, albo założę ci na nie opaskę - zabrzmiało groźnie, gdy to powiedział, przez co przeszedł mnie dreszcz.
- Okej, wyluzuj. Zamknę je - zamknęłam oczy niechętnie i czekałam, aż mnie poprowadzi - Pomożesz mi, czy nie? - uniosłam lekko powieki, by na niego spojrzeć. Śmiał się.
- Och tak, jasne - Szybko podszedł do mnie i objął mnie ręką w talii, podtrzymując mnie.
Drugą ręką prawdopodobnie sprawdzał, czy nie podglądam i zamachał nią przed moją twarzą, czy coś. Po chwili zaczęliśmy iść.
- Dobra, teraz idź przed siebie - przeszliśmy tak kilka metrów, po czym skręcił w prawo - Teraz będą schody.
Schody?! Krzyknęłam w duchu.
- Justin, ja spadnę. Schody, szpilki, brak wizji i ja nie idą w parze - stwierdziłam rzeczowo, chwytając jego rękę dla większego bezpieczeństwa.
- Powinnaś dodać jeszcze wysokość dwudziestu metrów.
- Co? - krzyknęłam, próbując się odwrócić.
- Żartowałem - usłyszałam jego śmiech. Nie łatwej byłoby otworzyć na chwilę oczy? - Nie pozwolę ci upaść - jego głos stał się poważny, przez co przeszedł mnie dreszcz i poczułam mrowienie w żołądku.
Schody wydawały się nie kończyć, ale wreszcie stanęliśmy na płaskiej ziemi. Myślę, że jesteśmy teraz pod tym mostem, który wcześniej widziałam.
- Mogę już otworzyć oczy? - jęknęłam.
- Jeszcze nie. Sekunda - kazał mi przesunąć się nieco do przodu, a potem zatrzymał się.
Czułam, że stoi za mną.
- Okej, teraz możesz je otworzyć - zabrzmiał nerwowo, oczekując mojej reakcji.
Zamrugałam kilka razy, aby przyzwyczaić oczy do nagłego światła, czując ekscytację. Kiedy spojrzałam przed siebie ujrzałam duże graffiti na ścianie, która łączyła most z ziemią. Mrużąc oczy, by przeczytać, pisnęłam, jak mała dziewczynka.
"WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO KSIĘŻNICZKO" było napisane dużymi niebiesko-fioletowymi literami.
Odwróciłam się w zachwycie, zupełnie oniemiała. Zarzuciłam Justinowi ręce na szyję, by przytulić go mocno. Wyraźnie nie spodziewał się mojej reakcji, bo zachwiał się lekko, zanim odwzajemnił gest.
- Podoba ci się? - zapytał z nadzieją w głosie.
- Justin, to jest... to jest niesamowite! Uwielbiam to! - zapiszczałam i przytuliłam go raz jeszcze, nie będąc w stanie powiedzieć czegoś bardziej rozbudowanego - To najlepszy prezent, jaki kiedykolwiek dostałam - uśmiechnęłam się z czystej radości.
To zdecydowanie poprawiło mi humor.
- Poważnie? - uniósł brwi, oniemiały.
- Tak, nikt nigdy nie zrobił dla mnie czegoś tak specjalnego... Nie mogę uwierzyć, że zrobiłeś graffiti - nie mogłam wyjść z mojego szoku.
Wzruszył ramionami skromnie.
- Cieszę się, że ci się spodobało - uśmiechnął się do mnie, a ja odwróciłam się, by znów podziwiać dzieło.
To było niesamowite i zastanawiałam się, ile dziewczyn zabiłoby, żeby dostać taki prezent od chłopaka takiego, jak Justin. A ja jestem tą szczęściarą. Nie mogłam zetrzeć uśmiechu ze swojej twarzy.
- Więc myślisz, że ty i ten idiota to koniec? - zapytał nieśmiało Justin, przez co raz jeszcze odwróciłam się do niego.
Trzymał ręce w kieszeniach i przygryzał wargę.
- Tak, zdecydowanie - skinęłam gorączkowo głową, mając ochotę zakpić. Co ty w ogóle widziałaś w Nicku? Pytałam siebie.
Zrobił krok w moją stronę i oblizał wargi.
- Dobrze, bo naprawdę chciałem to zrobić - pogłaskał mnie knykciami po policzku, po czym ujął moją twarz w dłonie.
Mój oddech uwiązł w gardle w oczekiwaniu. Powoli przeniósł wzrok na moje usta, a po chwili jego miękkie, pełne, idealne wargi były na moich, całując je czule. Chwyciłam dłońmi jego przedramiona, szukając asekuracji. Przez moje ciało przebiegł dreszcz, a nasze usta poruszały się zgodnie. Jedna z jego rąk przeniosła się na moją szyję, pozwalając mi chwycić dłonią jego policzek. Tym razem mogliśmy w pełni cieszyć się błogim uczuciem, bez alkoholu, który przyćmiłby naszą świadomość, bez żalu. Tym razem Justin nie poszedł dalej, odsunął się i przycisnął czoło do mojego i oboje staraliśmy się odzyskać oddech po tak intensywnej chwili.
- Jesteś zbyt piękna, by płakać, Brooklyn - wyszeptał i ogromny uśmiech pojawił się na mojej twarzy, kiedy patrzyliśmy sobie w oczy - Kocham cię, księżniczko.
- Ja ciebie też.
Ojej.
niedziela, 20 października 2013
Chapter 79 ~ Revenge
Justin spojrzał na mnie. Łzy spływały po moich policzkach, a usta miałam otwarte, jakbym ujrzała potwora.
- Co do cholery? - krzyknęłam, a Justin podziwiał moją zdolność do nie przeklinania, w takich okolicznościach.
"Para" odsunęła się od siebie i spojrzała na mnie w zdumieniu.
- Brooke, ja... - Nick starał się coś powiedzieć.
- Nie - warknęła, unosząc palec.
To wystarczyło, by zamknął swoje głupie usta i zostawił mnie w spokoju. Justin zebrał w sobie wszystkie siły, aby nie złamać mu teraz tego pieprzonego nosa, ale rozproszył go fakt, że ja wybiegłam na zewnątrz pomieszczenia, a Justin za mną. Olivia natychmiast zaczęła na nich krzyczeć i o ile Nick wydawał się zasmucony, to suka uśmiechała się triumfalnie. Wybiegłam na zewnątrz, na jeden z ogromnych tarasów budynku.
- Brooke! Brooke stop! - wołał za mną, dopóki się nie zatrzymałam.
Opadłam na podłogę.
- Nie nie, chodź tu - podniósł mnie na nogi, bym nie pobrudziła sobie sukienki.
Trzymał mnie w ramionach przez chwilę, nie wiedząc dokładnie, co powinien zrobić, więc po prostu głaskał moje plecy w kojący sposób, abym się uspokoiła. Kiedy przestałam płakać, spojrzałam na niego. Wytarł kciukami moje zapłakane policzki. Pociągnęłam cicho nosem, a on poprowadził mnie do ławki, która znajdowała się kilka metrów od nas. Usiadłam i objęłam swoje ramiona.
- Zimno ci? Powinniśmy wrócić do środka - wskazał kciukiem za siebie na szklane drzwi, które połączone były z salą.
- Nie, ja nie chcę tam iść - przeczesałam palcami swoje długie włosy, które zauważył, że były wyprostowane.
- Nie myśl o tym, on jest dupkiem, który nie zasługuje na twoje łzy. Jesteś za dobra dla niego, księżniczko.
- Naprawdę tak uważasz? - zapytałam, patrząc na niego spod długich rzęs - których makijaż cudem przeżył powódź łez - przygryzając wargę.
Skinął głową uspokajająco.
- Tak. On nie wie co stracił - odgarnął moje włosy z twarzy.
- Dziękuję, Justin - posłałam mu mały, pełen nadziei uśmiech - To nie fakt, że mnie zdradził denerwuje mnie najbardziej, bo w pewnym sensie zrobiłam to samo. To fakt, że zrobił to na mojej imprezie urodzinowej, z jedną z moich najlepszych przyjaciółek i to na oczach wszystkich. On mnie upokorzył - pokręciła głową ze smutkiem, ale już nie szlochała.
Zamiast tego w moich brązowych oczach błysnął gniew i przez chwilę Justin obawiał się tego, co mogłam zrobić.
- Rozumiem - potarł moje ramiona w górę i w dół, wyczuwając gęsią skórkę.
Było naprawdę zimno, a moja sukienka była bez ramiączek.
- Mam pomysł. Weź żakiet, a ja pokażę ci mój prezent - podał mi dłonie, wstając.
- Kupiłeś mi prezent? - spojrzałam na niego zdumiona.
- Nie do końca go kupiłem, dlatego potrzebujesz żakietu. Weźmiemy mój samochód - wyjaśnił tajemniczo, przez co zmarszczyła brwi, nuta ekscytacji błyszczała w moich oczach.
- Okej. Ty i te twoje niespodzianki - zachichotałam wstając, powodując u niego uśmiech, bo pomimo sytuacji udało mu się mnie rozśmieszyć - Jutro też ci coś kupię. Miałeś urodziny w ten sam dzień co ja.
- Nie musisz. - uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło.
- Ale chcę.
Wróciliśmy do pomieszczenia, gdzie temperatura była znacznie wyższa.
- Najpierw muszę coś zrobić - powiedziałam mu do ucha i ruszyłam do miejsca, gdzie widzieliśmy Nicka i Hannah - całujących się.
Poszedł za mną i zatrzymał się, kiedy ja to zrobiłam, by nasze ciała się nie zderzyły. Wydawali się kłócić, ale ja to zignorowałam i poklepałam Nicka po ramieniu, przez co się odwrócił. Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, uderzyłam go w twarz, zostawiając czerwony ślad na jego policzku. Justin otworzył usta. Moja "przyjaciółka" sapnęła, ale zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, wylałam na nią lepką zawartość czerwonego kubka, oblewając jej zieloną sukienkę i doskonale wystylizowane - aż do teraz - włosy. Dziewczyna otworzyła usta jeszcze szerzej i jęknęła patrząc na mnie, zaśmiałam się gorzko.
- Pieprzcie się oboje - powiedziałam z obrzydzeniem, wymawiając powoli każde słowo.
Oboje się przerazili, cholera nawet Justin się przeraził. Wokół nas słychać było ochy i achy jak i chichoty oraz plotkowanie. Bez wątpienia, ta impreza przejdzie do historii. Przeklinająca ja... To była jedna z najdziwniejszych i najzabawniejszych rzeczy na świecie dla Justina.
To powiedziawszy, wyszłam z pomieszczenia, zabierając swój żakiet i Justin musiał pobiec, żeby mnie dogonić.
- Wow. Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem - pogratulował mi, zabierając swoją czarną skórzaną kurtkę.
- Dziękuję, Bieber - skinęłam głową, po czym na mojej twarzy pojawił się łobuzerski uśmiech - Rzeczywiście lepiej się poczułam, jak to zrobiłam - przyznałam, wchodząc do windy.
- Zamieniasz się w totalną buntowniczkę, Sayers - zaśmiał się i nacisnął guzik na parter.
- Więc gdzie jest twój prezent? - zapytałam z ciekawością.
- Niespodzianka, niespodzianka - powiedział śpiewnym głosem, wiedząc, że mnie to drażni.
- Ugh - zrobiłam smutną minkę.
- Nie patrz tak na mnie. Kiedy nie spodobała ci się moja niespodzianka? - uśmiechnął się niewinnie, unosząc brwi.
Szturchnęłam go w żebra, by się zamknął, ale oboje wybuchnęliśmy po chwili śmiechem. Kiedy w końcu dotarliśmy na parter, Justin ruszył tam, gdzie myślał, że jest wyjście.
- W tę stronę - wskazałam przeciwny kierunek.
- Och, tak - podrapał się po karku z zakłopotaniem.
Kiedy przeszliśmy przez szklane drzwi obrotowe, otuliłam się szczelniej białą marynarką. Na zewnątrz było dość chłodno, choć nie tak bardzo, jak na tarasie, ponieważ nie było tak wysoko. Justin musiał poprosić jakiegoś mężczyznę, by oddał mu jego samochód, a po spojrzeniu na niego podejrzliwie, wrócił jego nowo nabytym, sportowym samochodem, podając mu kluczyki. Justin otworzył drzwi przede mną czując, że musi sprawić, by ten dzień był jeszcze szczęśliwszy po tym, czego była świadkiem. Byłam tak podekscytowana, jak dziecko na Boże Narodzenie.
- Denerwujesz się? - zapytał, wyjeżdżając z hotelowego parkingu.
- Bardzo - przyznałam, stukając opuszkami palców w swoje udo.
Zachichotał.
- Nie ekscytuj się za bardzo. Prawdopodobnie to będzie gówno w porównaniu z tym, co znajduje się w tych wszystkich pudełkach.
- Dlaczego tak mówisz? - zmarszczyłam brwi - Lubię oryginalne prezenty, a nie takie, po które można wysłać gosposię i założę się, że spodoba mi się twój prezent, cokolwiek to będzie - uśmiechnęłam się słodko.
- Mam nadzieję - westchnął, jadąc do naszego celu.
Podczas jazdy słuchaliśmy radia. Pytałam o nazwę każdego utworu, a Justin śmiał się z mojego braku wiedzy na temat rapu.
- Nie lubię tej muzyki, ale muszę przyznać, że dobrze rapujesz - pochwaliłam go, kiedy śpiewał "Not Afraid" Eminema.
- Wiem - mrugnął do mnie pewny siebie, na co przewróciłam oczami.
- Nigdy nie przeboleję Twojej arogancji - mruknęłam.
- Powinnaś się do tego przyzwyczaić - powiedział rozbawiony.
Po kilku minutach byliśmy na miejscu.
- Zamknij oczy - rozkazał.
- Co? Dlaczego?
- Ufasz mi? - westchnął, wyłączając silnik i wychodząc z samochodu.
- Nie - usłyszał moją odpowiedź, zanim wysiadł.
- Szkoda, bo będziesz musiała - wzruszył ramionami, otwierając drzwi po mojej stronie.
- Co do cholery? - krzyknęłam, a Justin podziwiał moją zdolność do nie przeklinania, w takich okolicznościach.
"Para" odsunęła się od siebie i spojrzała na mnie w zdumieniu.
- Brooke, ja... - Nick starał się coś powiedzieć.
- Nie - warknęła, unosząc palec.
To wystarczyło, by zamknął swoje głupie usta i zostawił mnie w spokoju. Justin zebrał w sobie wszystkie siły, aby nie złamać mu teraz tego pieprzonego nosa, ale rozproszył go fakt, że ja wybiegłam na zewnątrz pomieszczenia, a Justin za mną. Olivia natychmiast zaczęła na nich krzyczeć i o ile Nick wydawał się zasmucony, to suka uśmiechała się triumfalnie. Wybiegłam na zewnątrz, na jeden z ogromnych tarasów budynku.
- Brooke! Brooke stop! - wołał za mną, dopóki się nie zatrzymałam.
Opadłam na podłogę.
- Nie nie, chodź tu - podniósł mnie na nogi, bym nie pobrudziła sobie sukienki.
Trzymał mnie w ramionach przez chwilę, nie wiedząc dokładnie, co powinien zrobić, więc po prostu głaskał moje plecy w kojący sposób, abym się uspokoiła. Kiedy przestałam płakać, spojrzałam na niego. Wytarł kciukami moje zapłakane policzki. Pociągnęłam cicho nosem, a on poprowadził mnie do ławki, która znajdowała się kilka metrów od nas. Usiadłam i objęłam swoje ramiona.
- Zimno ci? Powinniśmy wrócić do środka - wskazał kciukiem za siebie na szklane drzwi, które połączone były z salą.
- Nie, ja nie chcę tam iść - przeczesałam palcami swoje długie włosy, które zauważył, że były wyprostowane.
- Nie myśl o tym, on jest dupkiem, który nie zasługuje na twoje łzy. Jesteś za dobra dla niego, księżniczko.
- Naprawdę tak uważasz? - zapytałam, patrząc na niego spod długich rzęs - których makijaż cudem przeżył powódź łez - przygryzając wargę.
Skinął głową uspokajająco.
- Tak. On nie wie co stracił - odgarnął moje włosy z twarzy.
- Dziękuję, Justin - posłałam mu mały, pełen nadziei uśmiech - To nie fakt, że mnie zdradził denerwuje mnie najbardziej, bo w pewnym sensie zrobiłam to samo. To fakt, że zrobił to na mojej imprezie urodzinowej, z jedną z moich najlepszych przyjaciółek i to na oczach wszystkich. On mnie upokorzył - pokręciła głową ze smutkiem, ale już nie szlochała.
Zamiast tego w moich brązowych oczach błysnął gniew i przez chwilę Justin obawiał się tego, co mogłam zrobić.
- Rozumiem - potarł moje ramiona w górę i w dół, wyczuwając gęsią skórkę.
Było naprawdę zimno, a moja sukienka była bez ramiączek.
- Mam pomysł. Weź żakiet, a ja pokażę ci mój prezent - podał mi dłonie, wstając.
- Kupiłeś mi prezent? - spojrzałam na niego zdumiona.
- Nie do końca go kupiłem, dlatego potrzebujesz żakietu. Weźmiemy mój samochód - wyjaśnił tajemniczo, przez co zmarszczyła brwi, nuta ekscytacji błyszczała w moich oczach.
- Okej. Ty i te twoje niespodzianki - zachichotałam wstając, powodując u niego uśmiech, bo pomimo sytuacji udało mu się mnie rozśmieszyć - Jutro też ci coś kupię. Miałeś urodziny w ten sam dzień co ja.
- Nie musisz. - uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło.
- Ale chcę.
Wróciliśmy do pomieszczenia, gdzie temperatura była znacznie wyższa.
- Najpierw muszę coś zrobić - powiedziałam mu do ucha i ruszyłam do miejsca, gdzie widzieliśmy Nicka i Hannah - całujących się.
Poszedł za mną i zatrzymał się, kiedy ja to zrobiłam, by nasze ciała się nie zderzyły. Wydawali się kłócić, ale ja to zignorowałam i poklepałam Nicka po ramieniu, przez co się odwrócił. Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, uderzyłam go w twarz, zostawiając czerwony ślad na jego policzku. Justin otworzył usta. Moja "przyjaciółka" sapnęła, ale zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, wylałam na nią lepką zawartość czerwonego kubka, oblewając jej zieloną sukienkę i doskonale wystylizowane - aż do teraz - włosy. Dziewczyna otworzyła usta jeszcze szerzej i jęknęła patrząc na mnie, zaśmiałam się gorzko.
- Pieprzcie się oboje - powiedziałam z obrzydzeniem, wymawiając powoli każde słowo.
Oboje się przerazili, cholera nawet Justin się przeraził. Wokół nas słychać było ochy i achy jak i chichoty oraz plotkowanie. Bez wątpienia, ta impreza przejdzie do historii. Przeklinająca ja... To była jedna z najdziwniejszych i najzabawniejszych rzeczy na świecie dla Justina.
To powiedziawszy, wyszłam z pomieszczenia, zabierając swój żakiet i Justin musiał pobiec, żeby mnie dogonić.
- Wow. Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem - pogratulował mi, zabierając swoją czarną skórzaną kurtkę.
- Dziękuję, Bieber - skinęłam głową, po czym na mojej twarzy pojawił się łobuzerski uśmiech - Rzeczywiście lepiej się poczułam, jak to zrobiłam - przyznałam, wchodząc do windy.
- Zamieniasz się w totalną buntowniczkę, Sayers - zaśmiał się i nacisnął guzik na parter.
- Więc gdzie jest twój prezent? - zapytałam z ciekawością.
- Niespodzianka, niespodzianka - powiedział śpiewnym głosem, wiedząc, że mnie to drażni.
- Ugh - zrobiłam smutną minkę.
- Nie patrz tak na mnie. Kiedy nie spodobała ci się moja niespodzianka? - uśmiechnął się niewinnie, unosząc brwi.
Szturchnęłam go w żebra, by się zamknął, ale oboje wybuchnęliśmy po chwili śmiechem. Kiedy w końcu dotarliśmy na parter, Justin ruszył tam, gdzie myślał, że jest wyjście.
- W tę stronę - wskazałam przeciwny kierunek.
- Och, tak - podrapał się po karku z zakłopotaniem.
Kiedy przeszliśmy przez szklane drzwi obrotowe, otuliłam się szczelniej białą marynarką. Na zewnątrz było dość chłodno, choć nie tak bardzo, jak na tarasie, ponieważ nie było tak wysoko. Justin musiał poprosić jakiegoś mężczyznę, by oddał mu jego samochód, a po spojrzeniu na niego podejrzliwie, wrócił jego nowo nabytym, sportowym samochodem, podając mu kluczyki. Justin otworzył drzwi przede mną czując, że musi sprawić, by ten dzień był jeszcze szczęśliwszy po tym, czego była świadkiem. Byłam tak podekscytowana, jak dziecko na Boże Narodzenie.
- Denerwujesz się? - zapytał, wyjeżdżając z hotelowego parkingu.
- Bardzo - przyznałam, stukając opuszkami palców w swoje udo.
Zachichotał.
- Nie ekscytuj się za bardzo. Prawdopodobnie to będzie gówno w porównaniu z tym, co znajduje się w tych wszystkich pudełkach.
- Dlaczego tak mówisz? - zmarszczyłam brwi - Lubię oryginalne prezenty, a nie takie, po które można wysłać gosposię i założę się, że spodoba mi się twój prezent, cokolwiek to będzie - uśmiechnęłam się słodko.
- Mam nadzieję - westchnął, jadąc do naszego celu.
Podczas jazdy słuchaliśmy radia. Pytałam o nazwę każdego utworu, a Justin śmiał się z mojego braku wiedzy na temat rapu.
- Nie lubię tej muzyki, ale muszę przyznać, że dobrze rapujesz - pochwaliłam go, kiedy śpiewał "Not Afraid" Eminema.
- Wiem - mrugnął do mnie pewny siebie, na co przewróciłam oczami.
- Nigdy nie przeboleję Twojej arogancji - mruknęłam.
- Powinnaś się do tego przyzwyczaić - powiedział rozbawiony.
Po kilku minutach byliśmy na miejscu.
- Zamknij oczy - rozkazał.
- Co? Dlaczego?
- Ufasz mi? - westchnął, wyłączając silnik i wychodząc z samochodu.
- Nie - usłyszał moją odpowiedź, zanim wysiadł.
- Szkoda, bo będziesz musiała - wzruszył ramionami, otwierając drzwi po mojej stronie.
Chapter 78 ~ Do Not Look
Drzwi wielkiej windy rozsunęły się, kiedy czerwone cyferki wskazały "46". Wow. Weszliśmy do holu czegoś, co wyglądało, jak całe piętro zarezerwowane na przyjęcia i inne rzeczy. Przed nami były drewniane, duże ciemne drzwi. Muzyka dudniła z drugiej strony i można było również usłyszeć rozmawiających ludzi. Obok drzwi był stos prezentów w różnych opakowaniach i kolorach, każdy z nich w innym rozmiarze. Nie sięgał jeszcze sufitu, ale do końca imprezy prawdopodobnie będzie, zważając na to, że Olivia zaprosiła prawie wszystkich. Sama myśl o otwarciu wszystkich pudełek już mnie męczyła.
Kiedy przeszliśmy przez próg, głośność muzyki znacznie wzrosła. Piosenka Keshy - Tik Tok brzmiała w głośnikach, podczas, gdy ludzie tańczyli na prowizorycznym parkiecie. Pomieszczenie było dość duże i zostało ozdobione balonami i kolorowymi światłami. Ludzie wydawali się dobrze bawić. Były stoły pełne jedzenia i napojów. Już dostrzegłam butelki piwa i innych napojów, których moja mama by nie pochwaliła. Olivia zdecydowanie wie, jak organizować imprezy. Uśmiechnęłam się do siebie, oczekując na tę noc, która miała się właśnie zacząć. Po raz pierwszy, odkąd zaczęłam się przygotowywać zepchnęłam Justina wgłąb mojego umysłu, choć wiedziałam, że nie potrwa to długo.
- Spóźnienie się na własną imprezę - zaszydziła Olivia, idąc obok mnie.
- To jest niesamowite, dziękuję! - krzyknęłam i objęłam ją szybko.
Posłała mi uśmiech i wyciągnęła mnie na środek parkietu. Ludzie witali mnie w drodze i życzyli wszystkiego najlepszego. Chwilę z nimi porozmawiałam, lecz wciąż patrzyłam w stronę drzwi, sprawdzając, czy Justin przyszedł. Co? Mówiłam, że długo to nie potrwa.
- Wszystkiego najlepszego - ktoś szepnął mi do ucha, owijając ramiona wokół mojej talii.
Odwróciłam się, rozczarowana tym, co wiedziałam, że zobaczę.
- Nick, dzięki - posłałam mu uśmiech, który jednak nie sięgał moich oczu.
Cały tydzień, odkąd powiedział mi o swoim samochodzie, czułam się przy nim dziwnie. Było mi źle, jakbym kłamała mu w twarz. A może naprawdę kłamiesz? Zignorowałam swoje sumienie, decydując się cieszyć dniem dzisiejszym. W końcu to moja impreza urodzinowa. Tańczyłam z Nickiem, unikając go za każdym razem, gdy chciał mnie pocałować i pozwalając mu tylko na kilkakrotne cmoknięcie moich ust. Zmarszczył brwi na moje zachowanie, ale nie mogłam się zmusić, by go bardziej pocałować, nie myśląc przy tym o Justinie.
Przerwała nam nagła cisza. Muzyka wciąż rozbrzmiewała z głośników, ale ludzie zamilkli. Wyjrzałam znad ramienia Nicka i zobaczyłam Justina oraz Tysona, zmierzających w moim kierunku. Dziewczyny chichotały i komentowały to, jak przystojny był Justin. Zapomniały o Tysonie, kiedy pojawiła się przy nim Olivia i otrzymała całusa w usta. Justin zdecydowanie przyciągał wszystkie spojrzenia, przez swój zapierający dech w piersiach wygląd. Jego perfekcyjnie ułożone włosy, jego pewne siebie piwne oczy, sposób w jaki czarna koszulka z dekoltem w serek przylegała do jego torsu i to, jak jego szare dżinsy wisiały nisko pod biodrami w ten seksowny sposób, jak zawsze. W zasadzie cały ten jego wygląd bad boya był oszałamiający. Przewróciłam oczami na dziewczyny, które śliniły się na jego widok, ale potem uświadomiłam sobie, że sama robiłam to samo. Natychmiast zamknęłam usta i opanowałam się, robiąc krok od Nicka. On też się odwrócił, a Justin się skrzywił, ale w ciemności Nick tego nie zauważył. Podeszłam do Justina.
- Cześć - zdałam sobie sprawę, że próbuję stłumić szeroki uśmiech. Myśl o nim uszczęśliwia mnie bardziej, niż powinna.
- Cześć, księżniczko - posłał mi swój nikczemny uśmieszek powodując, że moje usta również wygięły się w uśmiechu.
Przytuliłam go krótko, bo Nick nadal stał obok. O Boże, dlaczego on musi pachnieć Axe? To sprawia, że wszystko jest dziesięć razy trudniejsze, a Justin jest dziesięć razy seksowniejszy.
- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. Wyglądasz... oszałamiająco - powiedział, gdy ludzie wrócili do własnych spraw.
Oszałamiająco... Hm, ciekawy dobór słów, zwłaszcza, że to samo pomyślałam o nim.
- Dziękuję. W końcu miałeś urodziny w ten sam dzień, więc najlepszego. Ty też nie wyglądasz źle - przyznałam roztargniona, zakręcając kosmyk włosów na palec.
- Wszystkiego najlepszego, BS! - Tyson krzyknął nagle zza pleców Justina, podnosząc mnie w uścisku.
To mnie zaskoczyło, więc podziękowałam mu i zaczęłam się śmiać. Nick spojrzał na mnie zdezorientowany. Zniknęli wkrótce po tym, aby wziąć drinki, a ja mimo, że chciałam pójść z nimi, musiałam zostać z Nickiem.
- Kim był ten ciemnoskóry koleś? - zapytał, kiedy byli poza zasięgiem słuchu.
- To przyjaciel Justina - wzruszyłam ramionami.
- Wydaje się, że między nim, a Olivią jest coś na rzeczy - wskazał brodą na tą dwójkę tańczącą razem.
Uśmiechnęłam się, mimo jego kwaśnego tonu. Nie spodobał mi się ani trochę.
- I co oni mają na sobie? Wyglądają, jakby wyszli z getta - skrzywił się, na co we mnie się zagotowało. Gdybyś tylko wiedział.
- Nie każdy ubiera garnitur na imprezę dla nastolatków - odparłam gorzko, spoglądając na jego granatowy garnitur.
- Woah, nie bądź taka defensywna. Ja tylko mówię, że nie wyglądają na ludzi, z którymi ty i Olivia zazwyczaj się spotykacie - podniósł ręce w geście obronnym.
- Idę się napić - zignorowałam go po prostu i odeszłam, zanim zdążyłby coś powiedzieć, mieszając się z resztą tańczących osób.
Gdy dotarłam do stolika z drinkami, zauważyłam Justina, który pił piwo opierając się o ścianę i wpisując coś w telefonie.
- Czy to jest to, czego się spodziewałeś? - zapytałam, opierając się o ścianę obok niego i biorąc łyk z mojego kubka dietetycznej coli. Żadnego alkoholu dzisiaj.
Justin schował telefon do kieszeni, spoglądając na mnie z krzywym uśmieszkiem.
- Muszę przyznać, że nie, ale jestem trochę rozczarowany, że nie ma Mozarta - wypchnął słodko dolną wargę i miałam ochotę ścisnąć jego policzki.
Jednak smutna minka szybko zmieniła się w uśmiech. Zachichotałam, chowając kosmyk włosów za ucho. Kiedy ponownie na niego spojrzałam, uderzyła mnie jego bliskość.
- Dziwię się, że twój chłopak spuścił cię z oka - wyszeptał.
Przewróciłam oczami.
- On po prostu... nieważne - urwałam, zanim powiedziałabym coś, co wywołałoby kolejną kłótnię. Wszyscy wiemy, jaki jest Justin.
Ściągnął brwi, ale odpuścił.
- Podoba mi się twoja sukienka - powiedział, przed kolejnym łykiem piwa.
Po tym oblizał usta, na co mój żołądek się ścisnął. Dlaczego on musi tak na mnie działać?
- Dziękuję, moja mama zaprojektowała ją dla mnie - wyjaśniłam radośnie, wypijając resztę coli, próbując się ochłodzić.
- Rozumiem, że to nie jest alkohol? - uniósł brew.
- Tylko cola. Dzisiaj nie piję - zapewniłam go - Nie po ostatnim... - urwałam. Świetny sposób, by przypomnieć mu o waszym pocałunku, Brooke. W duchu pokręciłam głową.
Zarumieniłam się na myśl o tym, ale dzięki kolorowym światłom, Justin tego nie zauważył.
- Nie chcemy, by to się stało ponownie - skinął głową z lekkim uśmiechem - Cóż, nie jestem pewien, czy naprawdę bym się sprzeciwiał - na jego twarzy zagościł uśmiech, a ja zarumieniłam się jeszcze bardziej.
- Brooklyn, musisz to zobaczyć - przerwał nam krzyk jakiejś dziewczyny -na szczęście- przez co popatrzyłam na nią.
Miała azjatycką urodę i chyba miała na imię Nelly, ale nie przyjaźnię się z nią. Widząc moje zdziwienie, pociągnęła mnie za rękę w przeciwną stronę pomieszczenia. Spojrzałam na Justina, a on patrzył na mnie rozbawiony, ale ruszył za nami przez morze ludzi.
- Nie, Brooke nie patrz - Olivia zatrzymała mnie, stając między mną a tym, co ta cała Nelly chciała mi pokazać.
Pchnęłam ją lekko na bok i przysięgam, że moja szczęka uderzyła o podłogę, kiedy zobaczyłam scenę rozgrywającą się przede mną.
Chłopak, który mi się podoba i moja najlepsza przyjaciółka obściskiwali i całowali się na mojej imprezie urodzinowej.
Kiedy przeszliśmy przez próg, głośność muzyki znacznie wzrosła. Piosenka Keshy - Tik Tok brzmiała w głośnikach, podczas, gdy ludzie tańczyli na prowizorycznym parkiecie. Pomieszczenie było dość duże i zostało ozdobione balonami i kolorowymi światłami. Ludzie wydawali się dobrze bawić. Były stoły pełne jedzenia i napojów. Już dostrzegłam butelki piwa i innych napojów, których moja mama by nie pochwaliła. Olivia zdecydowanie wie, jak organizować imprezy. Uśmiechnęłam się do siebie, oczekując na tę noc, która miała się właśnie zacząć. Po raz pierwszy, odkąd zaczęłam się przygotowywać zepchnęłam Justina wgłąb mojego umysłu, choć wiedziałam, że nie potrwa to długo.
- Spóźnienie się na własną imprezę - zaszydziła Olivia, idąc obok mnie.
- To jest niesamowite, dziękuję! - krzyknęłam i objęłam ją szybko.
Posłała mi uśmiech i wyciągnęła mnie na środek parkietu. Ludzie witali mnie w drodze i życzyli wszystkiego najlepszego. Chwilę z nimi porozmawiałam, lecz wciąż patrzyłam w stronę drzwi, sprawdzając, czy Justin przyszedł. Co? Mówiłam, że długo to nie potrwa.
- Wszystkiego najlepszego - ktoś szepnął mi do ucha, owijając ramiona wokół mojej talii.
Odwróciłam się, rozczarowana tym, co wiedziałam, że zobaczę.
- Nick, dzięki - posłałam mu uśmiech, który jednak nie sięgał moich oczu.
Cały tydzień, odkąd powiedział mi o swoim samochodzie, czułam się przy nim dziwnie. Było mi źle, jakbym kłamała mu w twarz. A może naprawdę kłamiesz? Zignorowałam swoje sumienie, decydując się cieszyć dniem dzisiejszym. W końcu to moja impreza urodzinowa. Tańczyłam z Nickiem, unikając go za każdym razem, gdy chciał mnie pocałować i pozwalając mu tylko na kilkakrotne cmoknięcie moich ust. Zmarszczył brwi na moje zachowanie, ale nie mogłam się zmusić, by go bardziej pocałować, nie myśląc przy tym o Justinie.
Przerwała nam nagła cisza. Muzyka wciąż rozbrzmiewała z głośników, ale ludzie zamilkli. Wyjrzałam znad ramienia Nicka i zobaczyłam Justina oraz Tysona, zmierzających w moim kierunku. Dziewczyny chichotały i komentowały to, jak przystojny był Justin. Zapomniały o Tysonie, kiedy pojawiła się przy nim Olivia i otrzymała całusa w usta. Justin zdecydowanie przyciągał wszystkie spojrzenia, przez swój zapierający dech w piersiach wygląd. Jego perfekcyjnie ułożone włosy, jego pewne siebie piwne oczy, sposób w jaki czarna koszulka z dekoltem w serek przylegała do jego torsu i to, jak jego szare dżinsy wisiały nisko pod biodrami w ten seksowny sposób, jak zawsze. W zasadzie cały ten jego wygląd bad boya był oszałamiający. Przewróciłam oczami na dziewczyny, które śliniły się na jego widok, ale potem uświadomiłam sobie, że sama robiłam to samo. Natychmiast zamknęłam usta i opanowałam się, robiąc krok od Nicka. On też się odwrócił, a Justin się skrzywił, ale w ciemności Nick tego nie zauważył. Podeszłam do Justina.
- Cześć - zdałam sobie sprawę, że próbuję stłumić szeroki uśmiech. Myśl o nim uszczęśliwia mnie bardziej, niż powinna.
- Cześć, księżniczko - posłał mi swój nikczemny uśmieszek powodując, że moje usta również wygięły się w uśmiechu.
Przytuliłam go krótko, bo Nick nadal stał obok. O Boże, dlaczego on musi pachnieć Axe? To sprawia, że wszystko jest dziesięć razy trudniejsze, a Justin jest dziesięć razy seksowniejszy.
- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. Wyglądasz... oszałamiająco - powiedział, gdy ludzie wrócili do własnych spraw.
Oszałamiająco... Hm, ciekawy dobór słów, zwłaszcza, że to samo pomyślałam o nim.
- Dziękuję. W końcu miałeś urodziny w ten sam dzień, więc najlepszego. Ty też nie wyglądasz źle - przyznałam roztargniona, zakręcając kosmyk włosów na palec.
- Wszystkiego najlepszego, BS! - Tyson krzyknął nagle zza pleców Justina, podnosząc mnie w uścisku.
To mnie zaskoczyło, więc podziękowałam mu i zaczęłam się śmiać. Nick spojrzał na mnie zdezorientowany. Zniknęli wkrótce po tym, aby wziąć drinki, a ja mimo, że chciałam pójść z nimi, musiałam zostać z Nickiem.
- Kim był ten ciemnoskóry koleś? - zapytał, kiedy byli poza zasięgiem słuchu.
- To przyjaciel Justina - wzruszyłam ramionami.
- Wydaje się, że między nim, a Olivią jest coś na rzeczy - wskazał brodą na tą dwójkę tańczącą razem.
Uśmiechnęłam się, mimo jego kwaśnego tonu. Nie spodobał mi się ani trochę.
- I co oni mają na sobie? Wyglądają, jakby wyszli z getta - skrzywił się, na co we mnie się zagotowało. Gdybyś tylko wiedział.
- Nie każdy ubiera garnitur na imprezę dla nastolatków - odparłam gorzko, spoglądając na jego granatowy garnitur.
- Woah, nie bądź taka defensywna. Ja tylko mówię, że nie wyglądają na ludzi, z którymi ty i Olivia zazwyczaj się spotykacie - podniósł ręce w geście obronnym.
- Idę się napić - zignorowałam go po prostu i odeszłam, zanim zdążyłby coś powiedzieć, mieszając się z resztą tańczących osób.
Gdy dotarłam do stolika z drinkami, zauważyłam Justina, który pił piwo opierając się o ścianę i wpisując coś w telefonie.
- Czy to jest to, czego się spodziewałeś? - zapytałam, opierając się o ścianę obok niego i biorąc łyk z mojego kubka dietetycznej coli. Żadnego alkoholu dzisiaj.
Justin schował telefon do kieszeni, spoglądając na mnie z krzywym uśmieszkiem.
- Muszę przyznać, że nie, ale jestem trochę rozczarowany, że nie ma Mozarta - wypchnął słodko dolną wargę i miałam ochotę ścisnąć jego policzki.
Jednak smutna minka szybko zmieniła się w uśmiech. Zachichotałam, chowając kosmyk włosów za ucho. Kiedy ponownie na niego spojrzałam, uderzyła mnie jego bliskość.
- Dziwię się, że twój chłopak spuścił cię z oka - wyszeptał.
Przewróciłam oczami.
- On po prostu... nieważne - urwałam, zanim powiedziałabym coś, co wywołałoby kolejną kłótnię. Wszyscy wiemy, jaki jest Justin.
Ściągnął brwi, ale odpuścił.
- Podoba mi się twoja sukienka - powiedział, przed kolejnym łykiem piwa.
Po tym oblizał usta, na co mój żołądek się ścisnął. Dlaczego on musi tak na mnie działać?
- Dziękuję, moja mama zaprojektowała ją dla mnie - wyjaśniłam radośnie, wypijając resztę coli, próbując się ochłodzić.
- Rozumiem, że to nie jest alkohol? - uniósł brew.
- Tylko cola. Dzisiaj nie piję - zapewniłam go - Nie po ostatnim... - urwałam. Świetny sposób, by przypomnieć mu o waszym pocałunku, Brooke. W duchu pokręciłam głową.
Zarumieniłam się na myśl o tym, ale dzięki kolorowym światłom, Justin tego nie zauważył.
- Nie chcemy, by to się stało ponownie - skinął głową z lekkim uśmiechem - Cóż, nie jestem pewien, czy naprawdę bym się sprzeciwiał - na jego twarzy zagościł uśmiech, a ja zarumieniłam się jeszcze bardziej.
- Brooklyn, musisz to zobaczyć - przerwał nam krzyk jakiejś dziewczyny -na szczęście- przez co popatrzyłam na nią.
Miała azjatycką urodę i chyba miała na imię Nelly, ale nie przyjaźnię się z nią. Widząc moje zdziwienie, pociągnęła mnie za rękę w przeciwną stronę pomieszczenia. Spojrzałam na Justina, a on patrzył na mnie rozbawiony, ale ruszył za nami przez morze ludzi.
- Nie, Brooke nie patrz - Olivia zatrzymała mnie, stając między mną a tym, co ta cała Nelly chciała mi pokazać.
Pchnęłam ją lekko na bok i przysięgam, że moja szczęka uderzyła o podłogę, kiedy zobaczyłam scenę rozgrywającą się przede mną.
Chłopak, który mi się podoba i moja najlepsza przyjaciółka obściskiwali i całowali się na mojej imprezie urodzinowej.
sobota, 19 października 2013
Chapter 77 ~ Fall Down
- Zrobiłabyś to jeszcze raz? - zapytał i na chwilę zamarłam.
Pytał o pocałunek. Czułam, że krew napływa mi do policzków, ale dzięki słabemu światłu w samochodzie, Justin tego nie zauważył. Może pomógł też fakt, że moja twarz była schowana w kolanach. Zaśmiał cię lekko z mojej nieśmiałości, ale wciąż dało się wyczuć w powietrzu napięcie.
Czy chciałabym pocałować go raz jeszcze? Oczywiście, że tak. Kiedy zdałam sobie z tego sprawę, wpadłam w panikę.
Kiedy spojrzałam w górę, dostrzegłam, że Justin patrzył na mnie bez zmrużenia oka. Otworzyłam usta, by coś powiedzieć, ale nie mogłam wydobyć dźwięku. Wciąż zastanawiałam się, czy mam skłamać, czy powiedzieć prawdę. Gdybym skłamała, wiedziałam, że zraniłabym go, ale jeśli powiem prawdę spieprzę wszystko. Ta decyzja, mimo, że wyglądała na prostą, miała kluczowe znaczenie. Biorąc głęboki oddech, skinęłam nieśmiało głową. Utkwiłam spojrzenie w desce rozdzielczej, choć tak naprawdę na nią nie patrzyłam. Justin nic nie powiedział, więc zerknęłam na niego kątem oka.
- To było "tak"? - zapytał niepewnie.
Skinęłam głową i raz jeszcze schowałam twarz w kolanach, czując totalne zakłopotanie. Śmiech Justina rozbrzmiał w całym samochodzie, przez co spojrzałam na niego zaskoczona.
- Co w tym śmiesznego? - wreszcie wydobyłam głos, choć był lekko zachrypnięty i zirytowany. Dlaczego on zawsze się ze mnie śmieje?
- To, że jesteś zakłopotana tym, że się przyznałaś - przestał się śmiać, ale na jego pięknej twarzy pozostał ten zarozumiały uśmieszek - To nie grzech. Jeśli to poprawi ci nastrój, to powiem, że też bym cię znów pocałował, kochanie.
Sposób, w jaki to powiedział był tak łatwy, jakby to nie było nic wielkiego, przez co się zarumieniłam. Muszę wyglądać dla niego, jak dziecko. Pomiędzy wstydem kolejne emocje wirowały w moim żołądku. Czy to była ulga, bo nie byłam jedyna, której podobał się pocałunek? Czy to była ekscytacja, bo Cudowny Chłopak chciał mnie pocałować jeszcze raz?
- Ale masz chłopaka, Nicka, a mi nie podoba się to całe zdradzanie - nagle miał w ustach papierosa i zapalił go - To zbyt skomplikowane - powiedział, wypuszczając długą smugę dymu i tworząc idealne okręgi.
Patrzyłam na niego z podziwem, kiedy słowo "zdrada" pojawiło się w moim mózgu i nieprzyjemne uczucie zawładnęło moim ciałem. Wszystkie emocje zniknęły, a ja poczułam się źle. To było tak, jakbym spodziewała się, że jego usta dotkną moich w sekundzie, kiedy oboje przyznaliśmy, że podobał nam się pocałunek. Nie mogłam nic powiedzieć, ale on się odezwał.
- Ty jesteś moim chłopakiem.
- Nie sądzę. Jesteś z nim bo możesz, czy dlatego, że go naprawdę lubisz? - zapytał, odsuwając szybę, by wypuścić dym. Co to ma znaczyć?
- Myślałam, że to twoje ostatnie pytanie - powiedziałam w odniesieniu do jego "Tylko powiedz mi jedną rzecz, a obiecuję, że nie będę cię już o nic pytał".
- Nie musisz mi odpowiadać. Po prostu przemyśl to i sama sobie odpowiedz - powiedział nonszalancko, kończąc papierosa.
Nagle atmosfera zrobiła się zbyt napięta, by oddychać i poczułam dławiącą chęć wyjścia.
- Muszę iść. Do zobaczenia, Justin - starałam się ukryć jakiekolwiek emocje w moim głosie i szybko wysiadłam z samochodu, słysząc jeszcze jego odpowiedź.
Zimne powietrze powitało moją gorącą twarz i moje suche płuca. Pobiegłam do wejścia mojego budynku i weszłam do windy, nie dbając o to, czy ktoś mnie widział, albo o to, czy moja mama dowie się, że się wymknęłam. Kiedy dotarłam do drzwi, zapukałam głośno, powstrzymując łzy, które zniekształcały moją wizję. Były to łzy zmieszania i irytacji. Czułam się zagubiona i chciałam tylko znaleźć się w swoim łóżku i płakać, dopóki nie zasnę. Ostatnie pytanie zaczynało nabierać sensu, mój umysł zaczął zastanawiać się nad odpowiedzią. Czy jestem z Nickiem, bo naprawdę tego chcę, czy dlatego, że chciałam spełnić swoje marzenie o byciu jego dziewczyną z czasów, gdy miałam trzynaście lat? Nie byłam w stanie teraz o tym myśleć.
Drzwi otworzyła Madison.
- Brooklyn! Gdzie byłaś? Masz szczęście, że rodzice są na jednej z tych swoich kolacji - spojrzała na mnie z góry na dół, widząc, że byłam w pidżamie - Ty płaczesz? - spytała zaniepokojona, kiedy zauważyła moją twarz.
- Nic mi nie jest - pociągnęłam nosem i delikatnie przesunęłam go na bok, bym mogła przejść.
Poszłam prosto do pokoju Madison i otworzyłam okno. Kiedy byłam na metalowych schodach na zewnątrz, spojrzałam w dół, ale samochodu Justina już tam nie było. A dlaczego miałby tam nadal być? Dokładnie, nie było powodu. Weszłam do swojej sypialni przez okno, zanim Madison mogłaby mnie złapać i zamknęłam je, zasuwając również zasłony. Ruszyłam w stronę łóżka i zdejmując bluzę, buty i okulary, przytuliłam kołdrę i tak, jak zaplanowałam, rozpłakałam się, czekając na sen.
Przez resztę tygodnia widywałam Justina codziennie w szkole i gdy przychodziliśmy odebrać naszych braci z treningu. Nie wiem, jak dla niego, ale dla mnie było to trochę niezręczne. Temat naszej poprzedniej rozmowy nie powrócił i byłam za to wdzięczna. Rozmawialiśmy o przypadkowych rzeczach, a ja szukałam wymówek, by szybko wrócić. Nie powiedział mi wprost, czy przyjdzie na imprezę, czy nie. Dlatego miałam wątpliwości.
- Brooklyn, Brooklyn, Brooklyn! - Bella pstryknęła palcami przed moją twarzą.
- Przepraszam - powiedziałam, przepraszając za odpłynięcie.
Spojrzała na mnie podejrzliwie, jakby chciała się dowiedzieć, o czym myślałam.
- Twój żakiet - podała mi białą marynarkę, wciąż mając ten ostrożny wyraz twarzy, jakby uważała, że zachowuję się dziwnie.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się, by dać jej znać, że wszystko ze mną w porządku.
- Przy okazji, przyniosłam lustrzankę - zamachała swoim profesjonalnym Nikonem przede mną.
- Świetnie, powiemy mojemu tacie, aby zrobił nam jakieś zdjęcia - powiedziałam wesoło.
Bella chwyciła swoją czarną marynarkę, która pasowała do jej jaskrawoniebieskiej sukienki i czarnych szpilek. Jej włosy ułożone były w miękkie loki do ramion i zastanawiałam się, jak udało jej się przygotować zarówno mnie, jak i siebie w tak krótkim czasie. Kiedy weszłyśmy do salonu, moi rodzice i rodzeństwo odwrócili głowy w naszym kierunku, by na mnie spojrzeć.
- Wyglądasz pięknie, kochanie - Moja mama zagruchała szczerze, uśmiechając się do mnie z dumą. - Nie wierzę, że moja córeczka ma już osiemnaście lat - zarumieniłam się nieco na te komentarze.
- Wyglądasz pięknie, Brooke.
- Dziękuję, Mad - użyłam pseudonimu, którym nazywałam Madison, kiedy byłyśmy młodsze.
- Brooklyn! Wyglądasz, jak księżniczka - zawołała radośnie przyjaciółka mojej mamy, idąc do mnie. Księżniczka, tak? Och, ironia.
- Och, dziękuję panno Evans - uśmiechnęłam się.
- Mów mi Ivy. - pocałowała mnie w policzek i poszła gdzieś.
Pytał o pocałunek. Czułam, że krew napływa mi do policzków, ale dzięki słabemu światłu w samochodzie, Justin tego nie zauważył. Może pomógł też fakt, że moja twarz była schowana w kolanach. Zaśmiał cię lekko z mojej nieśmiałości, ale wciąż dało się wyczuć w powietrzu napięcie.
Czy chciałabym pocałować go raz jeszcze? Oczywiście, że tak. Kiedy zdałam sobie z tego sprawę, wpadłam w panikę.
Kiedy spojrzałam w górę, dostrzegłam, że Justin patrzył na mnie bez zmrużenia oka. Otworzyłam usta, by coś powiedzieć, ale nie mogłam wydobyć dźwięku. Wciąż zastanawiałam się, czy mam skłamać, czy powiedzieć prawdę. Gdybym skłamała, wiedziałam, że zraniłabym go, ale jeśli powiem prawdę spieprzę wszystko. Ta decyzja, mimo, że wyglądała na prostą, miała kluczowe znaczenie. Biorąc głęboki oddech, skinęłam nieśmiało głową. Utkwiłam spojrzenie w desce rozdzielczej, choć tak naprawdę na nią nie patrzyłam. Justin nic nie powiedział, więc zerknęłam na niego kątem oka.
- To było "tak"? - zapytał niepewnie.
Skinęłam głową i raz jeszcze schowałam twarz w kolanach, czując totalne zakłopotanie. Śmiech Justina rozbrzmiał w całym samochodzie, przez co spojrzałam na niego zaskoczona.
- Co w tym śmiesznego? - wreszcie wydobyłam głos, choć był lekko zachrypnięty i zirytowany. Dlaczego on zawsze się ze mnie śmieje?
- To, że jesteś zakłopotana tym, że się przyznałaś - przestał się śmiać, ale na jego pięknej twarzy pozostał ten zarozumiały uśmieszek - To nie grzech. Jeśli to poprawi ci nastrój, to powiem, że też bym cię znów pocałował, kochanie.
Sposób, w jaki to powiedział był tak łatwy, jakby to nie było nic wielkiego, przez co się zarumieniłam. Muszę wyglądać dla niego, jak dziecko. Pomiędzy wstydem kolejne emocje wirowały w moim żołądku. Czy to była ulga, bo nie byłam jedyna, której podobał się pocałunek? Czy to była ekscytacja, bo Cudowny Chłopak chciał mnie pocałować jeszcze raz?
- Ale masz chłopaka, Nicka, a mi nie podoba się to całe zdradzanie - nagle miał w ustach papierosa i zapalił go - To zbyt skomplikowane - powiedział, wypuszczając długą smugę dymu i tworząc idealne okręgi.
Patrzyłam na niego z podziwem, kiedy słowo "zdrada" pojawiło się w moim mózgu i nieprzyjemne uczucie zawładnęło moim ciałem. Wszystkie emocje zniknęły, a ja poczułam się źle. To było tak, jakbym spodziewała się, że jego usta dotkną moich w sekundzie, kiedy oboje przyznaliśmy, że podobał nam się pocałunek. Nie mogłam nic powiedzieć, ale on się odezwał.
- Ty jesteś moim chłopakiem.
- Nie sądzę. Jesteś z nim bo możesz, czy dlatego, że go naprawdę lubisz? - zapytał, odsuwając szybę, by wypuścić dym. Co to ma znaczyć?
- Myślałam, że to twoje ostatnie pytanie - powiedziałam w odniesieniu do jego "Tylko powiedz mi jedną rzecz, a obiecuję, że nie będę cię już o nic pytał".
- Nie musisz mi odpowiadać. Po prostu przemyśl to i sama sobie odpowiedz - powiedział nonszalancko, kończąc papierosa.
Nagle atmosfera zrobiła się zbyt napięta, by oddychać i poczułam dławiącą chęć wyjścia.
- Muszę iść. Do zobaczenia, Justin - starałam się ukryć jakiekolwiek emocje w moim głosie i szybko wysiadłam z samochodu, słysząc jeszcze jego odpowiedź.
Zimne powietrze powitało moją gorącą twarz i moje suche płuca. Pobiegłam do wejścia mojego budynku i weszłam do windy, nie dbając o to, czy ktoś mnie widział, albo o to, czy moja mama dowie się, że się wymknęłam. Kiedy dotarłam do drzwi, zapukałam głośno, powstrzymując łzy, które zniekształcały moją wizję. Były to łzy zmieszania i irytacji. Czułam się zagubiona i chciałam tylko znaleźć się w swoim łóżku i płakać, dopóki nie zasnę. Ostatnie pytanie zaczynało nabierać sensu, mój umysł zaczął zastanawiać się nad odpowiedzią. Czy jestem z Nickiem, bo naprawdę tego chcę, czy dlatego, że chciałam spełnić swoje marzenie o byciu jego dziewczyną z czasów, gdy miałam trzynaście lat? Nie byłam w stanie teraz o tym myśleć.
Drzwi otworzyła Madison.
- Brooklyn! Gdzie byłaś? Masz szczęście, że rodzice są na jednej z tych swoich kolacji - spojrzała na mnie z góry na dół, widząc, że byłam w pidżamie - Ty płaczesz? - spytała zaniepokojona, kiedy zauważyła moją twarz.
- Nic mi nie jest - pociągnęłam nosem i delikatnie przesunęłam go na bok, bym mogła przejść.
Poszłam prosto do pokoju Madison i otworzyłam okno. Kiedy byłam na metalowych schodach na zewnątrz, spojrzałam w dół, ale samochodu Justina już tam nie było. A dlaczego miałby tam nadal być? Dokładnie, nie było powodu. Weszłam do swojej sypialni przez okno, zanim Madison mogłaby mnie złapać i zamknęłam je, zasuwając również zasłony. Ruszyłam w stronę łóżka i zdejmując bluzę, buty i okulary, przytuliłam kołdrę i tak, jak zaplanowałam, rozpłakałam się, czekając na sen.
Przez resztę tygodnia widywałam Justina codziennie w szkole i gdy przychodziliśmy odebrać naszych braci z treningu. Nie wiem, jak dla niego, ale dla mnie było to trochę niezręczne. Temat naszej poprzedniej rozmowy nie powrócił i byłam za to wdzięczna. Rozmawialiśmy o przypadkowych rzeczach, a ja szukałam wymówek, by szybko wrócić. Nie powiedział mi wprost, czy przyjdzie na imprezę, czy nie. Dlatego miałam wątpliwości.
- Brooklyn, Brooklyn, Brooklyn! - Bella pstryknęła palcami przed moją twarzą.
- Przepraszam - powiedziałam, przepraszając za odpłynięcie.
Spojrzała na mnie podejrzliwie, jakby chciała się dowiedzieć, o czym myślałam.
- Twój żakiet - podała mi białą marynarkę, wciąż mając ten ostrożny wyraz twarzy, jakby uważała, że zachowuję się dziwnie.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się, by dać jej znać, że wszystko ze mną w porządku.
- Przy okazji, przyniosłam lustrzankę - zamachała swoim profesjonalnym Nikonem przede mną.
- Świetnie, powiemy mojemu tacie, aby zrobił nam jakieś zdjęcia - powiedziałam wesoło.
Bella chwyciła swoją czarną marynarkę, która pasowała do jej jaskrawoniebieskiej sukienki i czarnych szpilek. Jej włosy ułożone były w miękkie loki do ramion i zastanawiałam się, jak udało jej się przygotować zarówno mnie, jak i siebie w tak krótkim czasie. Kiedy weszłyśmy do salonu, moi rodzice i rodzeństwo odwrócili głowy w naszym kierunku, by na mnie spojrzeć.
- Wyglądasz pięknie, kochanie - Moja mama zagruchała szczerze, uśmiechając się do mnie z dumą. - Nie wierzę, że moja córeczka ma już osiemnaście lat - zarumieniłam się nieco na te komentarze.
- Wyglądasz pięknie, Brooke.
- Dziękuję, Mad - użyłam pseudonimu, którym nazywałam Madison, kiedy byłyśmy młodsze.
- Brooklyn! Wyglądasz, jak księżniczka - zawołała radośnie przyjaciółka mojej mamy, idąc do mnie. Księżniczka, tak? Och, ironia.
- Och, dziękuję panno Evans - uśmiechnęłam się.
- Mów mi Ivy. - pocałowała mnie w policzek i poszła gdzieś.
Chapter 76 ~ Wow
- Skończyłaś już? - zapytałam znudzona, stukając moimi świeżo pomalowanymi paznokciami o jasnoniebieską kołdrę.
- Jeszcze nie - powiedziała Olivia z wyraźną koncentracją w głosie, kiedy nakładała drugą warstwę błyszczyka na moje usta.
Tkwiłam w tej samej pozycji przez następne pięć minut, przymykając oczy z nudów. Gdybym miała gdzie oprzeć głowę, pewnie bym zasnęła.
- Teraz skończyłam - oznajmiła, przejeżdżając pędzlem po moim nosie po raz ostatni.
Otworzyłam oczy, widząc bardzo podekscytowaną Olivię, patrząca na mnie wyczekująco. Wstałam i podeszłam do lustra, patrząc na to, co było przede mną.
- Wow - wyszeptałam, moje oczy błyszczały z radości na widok dziewczyny, którą widziałam przed sobą.
- Wyglądasz cudownie, skarbie - Olivia pojawiła się za mną rozpromieniona, a ja uśmiechnęłam się do niej.
Przesunęłam palcami wzdłuż moich brązoworudych - i teraz wyprostowanych do perfekcji - włosów i nagle zmarszczyłam lekko brwi.
- Myślisz, że Justin przyjdzie? - przygryzłam wnętrze policzka.
- A dlaczego miałby nie przyjść? - zmarszczyła brwi i delikatny uśmieszek pojawił się na jej różowych ustach.
Wzruszyłam ramionami.
- Nie wiem... - oczywiście, że wiesz, ale nie chcesz jej mówić, co wydarzyło się w samochodzie.
- Widywaliście się przez cały czas, prawda? - powiedziała - I dobrze wam się układa i nie jest niezręcznie.
- Tak myślę - westchnęłam cicho, by nie usłyszała.
Nie powiedziałabym, że nie jest niezręcznie.
- Jeszcze nie - powiedziała Olivia z wyraźną koncentracją w głosie, kiedy nakładała drugą warstwę błyszczyka na moje usta.
Tkwiłam w tej samej pozycji przez następne pięć minut, przymykając oczy z nudów. Gdybym miała gdzie oprzeć głowę, pewnie bym zasnęła.
- Teraz skończyłam - oznajmiła, przejeżdżając pędzlem po moim nosie po raz ostatni.
Otworzyłam oczy, widząc bardzo podekscytowaną Olivię, patrząca na mnie wyczekująco. Wstałam i podeszłam do lustra, patrząc na to, co było przede mną.
- Wow - wyszeptałam, moje oczy błyszczały z radości na widok dziewczyny, którą widziałam przed sobą.
- Wyglądasz cudownie, skarbie - Olivia pojawiła się za mną rozpromieniona, a ja uśmiechnęłam się do niej.
Przesunęłam palcami wzdłuż moich brązoworudych - i teraz wyprostowanych do perfekcji - włosów i nagle zmarszczyłam lekko brwi.
- Myślisz, że Justin przyjdzie? - przygryzłam wnętrze policzka.
- A dlaczego miałby nie przyjść? - zmarszczyła brwi i delikatny uśmieszek pojawił się na jej różowych ustach.
Wzruszyłam ramionami.
- Nie wiem... - oczywiście, że wiesz, ale nie chcesz jej mówić, co wydarzyło się w samochodzie.
- Widywaliście się przez cały czas, prawda? - powiedziała - I dobrze wam się układa i nie jest niezręcznie.
- Tak myślę - westchnęłam cicho, by nie usłyszała.
Nie powiedziałabym, że nie jest niezręcznie.
Chapter 76 ~ Shawty
Wyszłam z łazienki w czystej i wygodnej pidżamie, na którą składały się długie szare spodnie w kratkę w czerwoną gumką, by je związać na wysokości bioder i biała koszulka z rękawem trzy czwarte. Włożyłam na nogi moje czerwone, włochate kapcie i suszyłam włosy ręcznikiem. Jeszcze nigdy w życiu tak bardzo nie potrzebowałam prysznica. Położyłam się na łóżku, czując jak wszystkie moje mięśnie relaksują się pod wpływem materaca i pościeli. Prawie zasypiałam, kiedy drzwi do mojego pokoju otworzyły się i ktoś wszedł do środka, na co jęknęłam i niechętnie otworzyłam moje zmęczone oczy. Chciałam powiedzieć, aby zostawili mnie w spokoju, ale gdy ujrzałam Nicka, chłopaka który mi się trochę podoba wstałam z prędkością światła.
- Co ty tu robisz? - spytałam, prostując swoje ubrania i czując się skrępowana, ponieważ byłam tylko w pidżamie i bez makijażu.
- Chcieliśmy po prostu sprawdzić, co u ciebie. Nie widzieliśmy cię dzisiaj w szkole - chorobliwie wysoki głos odezwał się zza pleców Nicka, a wkrótce Hannah pojawiła się u jego boku, uśmiechając się.
Dlaczego nie dziwi mnie to, że się do niego przyczepiła? Użyłaby każdej wymówki, by z nim przyjść. W duchu jęknęłam, przewróciłam oczami i pociągnęłam za włosy w irytacji. Gdybym mogła zrobić to wszystko naprawdę.
- Też was nie widziałam, ale nie martwcie się, nic mi nie jest - starałam się być miła i uprzejma, ale obsesja Hannah na punkcie mojego jakkolwiek-by-go-nazwać (aka Nicka) mnie irytowała.
- Nie powiedzieliśmy twojej matce, że nie byłaś na dwóch lekcjach - wyszeptała do mnie, ale za ta przyjazną maską było coś jeszcze. Mam tylko nadzieję, że nie zapyta, gdzie byłam.
- Dziękuję. Od tego są przyjaciele, prawda? - posłałam jej fałszywy uśmiech.
Wiem, że ona powinna powiedzieć to zdanie, ale chciałam to podkreślić.
- Oczywiście - nie wiem, w co ona pogrywa ale mam już dość jej fałszywości.
Nie wiem, czy nadal jesteśmy przyjaciółkami, bo wszystko, co ona robi wydaje się mi przeszkadzać.
- Chcecie, abym dała wam trochę czasu dla siebie? Mogę poczekać na ciebie na zewnątrz - ostatnią część skierowała do Nicka.
- Nie musisz na niego czekać, Hannah - powiedziałam, lecz brzmiało to bardziej, jak pytanie.
- Muszę, chyba, że chce wracać pieszo do domu - stwierdziła, chichocząc głupio.
Spojrzałam na Nicka w zupełnej dezorientacji.
- Skradziono mi wczoraj samochód - wyjaśnił - Hannah zaproponowała, że podwiezie mnie do ciebie.
- Co? Ale... Jak? - moje zmieszanie tylko rosło.
- Byłem na stacji benzynowej i płaciłem na moje zakupy, a kiedy wyszedłem ze sklepu, samochodu już nie było - jego oczy płonęły w gniewie.
- O mój Boże - sapnęłam, zakrywając dłonią moje otwarte usta.
- Prawda? Mam nadzieję, że wkrótce znajdą tego zwyrodnialca - wtrąciła się Hannah, delikatnie ściskając biceps Nicka.
Ale w tej chwili nie dbałam o jej nagły udawany pokaz. Wszystko, co teraz krążyło w moich stłoczonych myślach to fakt, że możliwość, że samochód Nicka był tym, który ukradł Justin była, jak 99,9999%. Wszystkie elementy do siebie pasowały. Drogi samochód, który mógł należeć tylko do kogoś bogatego i to, że wyglądał znajomo, kiedy wczoraj go zobaczyłam i to, że został skradziony wczoraj. Nie chciałam nic więcej, jak być w błędzie. Przygryzłam mocno wargę do tego stopnia, że poczułam krew.
- Wow Brooke, wyglądasz na bardziej dotkniętą, niż ja - zaśmiał się Nick - Nie martw się, dobrze? Policja go znajdzie - objął mnie opiekuńczo i pocałował w czubek głowy, a ja oparłam głowę na jego piersi.
Poczucie winy było nieznośne, a mój żołądek płonął i miałam wrażenie, że zwymiotuję. Kontakt z Nickiem przypominał mi mój pocałunek z Justinem. Mój oddech był nierówny i odsunęłam się, starając się uspokoić.
- Powinnaś odpocząć kochanie, wyglądasz na zmęczoną - sposób w jaki nazwał mnie "kochaniem" wysłał nową falę poczucia winy, a ja dziękowałam Bogu w chwili, gdy opuścili mój pokój.
Opadłam na łóżko, ale o dziwo, z moich oczu nie popłynęły łzy. Oddychałam głęboko, starając się zrelaksować. Kiedy mniej więcej czułam się lepiej, wzięłam telefon i wybrałam numer Justina, czekając, aż odbierze.
- Już się za mną stęskniłaś, księżniczko? - jego zarozumiały głos rozbrzmiał w słuchawce.
Zignorowałam jego zalotny komentarz.
- Justin, musisz oddać samochód, który ukradłeś. To samochód Nicka - w moim głosie wyczuwalny był niepokój, kiedy pokreśliłam słowo "Nicka".
- Co? Żartujesz, kurwa? - krzyknął. On jednak nie brzmiał, jakby się przejął, był niemal rozbawiony.
- Justin, mówię całkowicie poważnie. Nie wiesz, jaką władze ma jego ojciec, on poruszy niebo i ziemię by odzyskać ten samochód. Możesz skończyć w więzieniu Justin, to nie są żarty - powiedziałam pośpiesznie, modląc się w duchu, że mnie posłucha i że nikt go nie złapie.
Mimo, że nie chciałam przyznać, że moim większym zmartwieniem był Justin, a nie Nick i jego samochód, to w głębi serca wiedziałam, że tak było. Musiałam jeszcze zrozumieć, czemu.
Justin nie odpowiedział od razu.
- Obawiam się, że nie mogę oddać mu jego samochodu - powiedział spokojnie. Czy tylko ja tutaj panikuję? Najwyraźniej tak.
- Co masz na myśli mówiąc, że nie możesz? - zapytałam niepewnie, obgryzając lakier z paznokci.
- Spójrz przez okno w dół, na ulicę - rozkazał łagodnie, jakby to w tej chwili miało znaczenie.
Dostrzegłam światła z okolicznych budynków, ale ludzie idący ulicą, byli tylko rozmytymi mrówkami.
- Co mam niby zobaczyć? - zmrużyłam oczy, starając się dostrzec w oddali coś znajomego.
- Widzisz pomarańczowy samochód? - zapytał.
- Tak, chyba tak - powiedziałam po tym, jak dostrzegłam coś, co wyglądało, jak pomarańczowy sportowy samochód - Co z nim? - ściągnęłam brwi. On też go widzi? Byłam zmieszana.
- Okej, widzisz osobę o niego opartą? Rozmawia przez telefon - dodał z minimalną powagą w głosie.
Ledwo mogłam dostrzec sylwetkę kogoś opartego o sportowy samochód. Wtedy do mnie dotarło.
- O nie, Justin. Proszę powiedz mi, że ty nie... - nie musiałam kończyć zdania. Nawet przez telefon wiedziałam, że uśmiecha się z zadowoleniem - Jesteś szalony - syknęłam z niedowierzaniem, nie mogąc uwierzyć, że sprzedał samochód Nicka i zdobył nowy.
- Chcesz go zobaczyć? - zapytał, jakby nie popełnił właśnie przestępstwa, które mogłoby go wsadzić do więzienia, na resztę życia - Jest bardzo fajny.
- Nie, nie chcę. Poważnie, ty... Ty... - trudno było mi znaleźć słowa, by wyrazić to, co chciałam powiedzieć - Ty nie jesteś normalny.
- Oooo - przeciągnął "o", jakby właśnie coś sobie uświadomił - Wiem, dlaczego nie chcesz zejść. Boisz się odpowiedzieć na moje wcześniejsze pytanie - gdybym miała lornetkę, jestem pewna, że dostrzegłabym ten nieznośny uśmieszek przyklejony do jego twarzy.
Zatrzymałam się patrząc przez okno i przełknęłam ślinę. Cholera, zapomniałam o tym, a teraz to tylko utrudniło ominięcie tego tematu.
- Jestem zmęczona i chce mi się spać, to wszystko - mruknęłam bez emocji.
- Więc po tym, jak tu przyjechałem, by cię zobaczyć, Ty mnie olewasz? - udał zranionego, pociągając nosem.
Zachichotałam krótko.
- Próbujesz mnie szantażować, Bieber?
- Może, Sayers - odpowiedział zadowolony z siebie - Czy to działa?
Kiedy nie odpowiedziałam, zajęta gryzieniem mojej dolnej wargi, on kontynuował.
- Obiecuję, nie będziesz się czuła niezręcznie.
- Jakby to było możliwe - parsknęłam.
- Proszę - powtórzył głosem dziecka.
- Dobrze, ale tylko na kilka minut. Naprawdę jestem zmęczona - powiedziałam niepewnie.
Rozłączył się, zanim zmieniłabym zdanie. Westchnęłam i założyłam moją białą bluzę z futerkiem i zasunęłam ją tak, by nie było mi zimno. Zmieniłam kapcie na moje Tomsy. Przeglądając się w lustrze stwierdziłam, ze nie wyglądam tak źle. To była zwyczajna pidżama, poza tym było ciemno, a ja nie muszę zaimponować Justinowi, prawda? Moje włosy były prawie suche i opadały falami na moje plecy. Założyłam okulary z czarnymi plastikowymi oprawkami. Były to okulary niepoprawiające wzroku. Zanim zamknęłam drzwi na klucz i otworzyłam okno. Chłodne powietrze uderzyło w moją twarz, powodując na mojej skórze gęsią skórkę. Jęknęłam, kiedy ujrzałam długie schody w dół. Chciałam wyjść drzwiami, ale jakbym usprawiedliwiła tak późne wyjście w samej piżamie? Schody ewakuacyjne muszą wystarczyć. Schodziłam powoli, nie patrząc na ulicę, by nie przerazić się wysokości. Zeszłam po niekończących się metalowych schodach, które wydawały dziwne dźwięki pod moim ciężarem. Gdy zeszłam na ziemię, byłam lekko zaczerwieniona, ale to nic w porównaniu z tym, co będzie później. To, co dla ciebie robię, Justin.
Ujrzałam go stojącego obok samochodu, wyglądał tak cudownie, jak zawsze w kolorowych światłach ruchliwej ulicy. Założyłam kaptur na głowę, aby ukryć się przed mijanymi ludźmi. Kiedy Justin mnie zobaczył, posłał mi szeroki uśmiech, a moje usta walczyły by tego nie odwzajemnić, choć nie były w stanie. Kiedy byłam nieco bliżej, zauważyłam, że samochód ma dwa czarne pasy, po jednym wzdłuż obu stron.
- Cześć - przywitałam się, chowając dłonie do kieszeni.
- Hej - dlaczego on ma podwinięte rękawy swojej szarej bluzy z kapturem, kiedy ja zamarzam? - Nie wiedziałem, że nosisz okulary.
- Nie noszę, to dla ozdoby - skinął głową - Moglibyśmy wsiąść do twojego... samochodu? - dziwnie było mówić to słowo, bo technicznie nie był jego, ale nieważne - Tak jakby jestem w pidżamie i nie chcę, by ktoś mnie zobaczył - otuliłam swoje ciało, zakłopotana.
- Jasne - otworzył mi drzwi i wsiadłam do środka, a on dołączył do mnie po kilku sekundach, siadając za kierownicą.
- Niezła fura, shawty - powiedziałam, próbując naśladować głos, którego użył 'Miller' z tego co pamiętam, gdy go spotkałam po raz pierwszy.
Zaśmiał się, łapiąc mój żart.
- Dziękuję, ale nie nazywaj mnie shawty.
Zaczęłam myśleć, ile od tego czasu się zmieniło. Nigdy bym nie pomyślała, że będę wymykać się z domu aby spotkać się z chłopakiem, który właśnie ukradł samochód mojegochłopaka przyjaciela i sprzedał go nielegalnie, aby mieć nowy i który wpakował mnie w więcej kłopotów w ciągu kilku miesięcy, niż miałam w całym moim życiu.
- O czym myślisz? - zapytał, odwracając się w fotelu twarzą do mnie.
Podniosłam kolana do piersi i oparłam na nich brodę, ignorując jego spojrzenie, kiedy to zrobiłam. Chłopcy i ich miłość do samochodów.
- Myślałam, jak bardzo moje życie zmieniło się przez ciebie - powiedziałam szczerze.
To go zaskoczyło i kątem oka dostrzegłam, że jego usta wyginają się w chytrym uśmiechu, jakby był z tego dumny.
- Cóż, ty też sporo zmieniłaś w moim życiu. Nigdy bym nie pomyślał, że przyjadę spotkać się z dziewczyną z innego powodu, niż seks - przyznał bez ogródek, na co sapnęłam głośno.
- Jesteś niemożliwy, Justin - pokręciłam głową.
- Tak mi mówiono - powiedział z pewnością siebie, na co przewróciłam oczami.
- Co ty tu robisz? - spytałam, prostując swoje ubrania i czując się skrępowana, ponieważ byłam tylko w pidżamie i bez makijażu.
- Chcieliśmy po prostu sprawdzić, co u ciebie. Nie widzieliśmy cię dzisiaj w szkole - chorobliwie wysoki głos odezwał się zza pleców Nicka, a wkrótce Hannah pojawiła się u jego boku, uśmiechając się.
Dlaczego nie dziwi mnie to, że się do niego przyczepiła? Użyłaby każdej wymówki, by z nim przyjść. W duchu jęknęłam, przewróciłam oczami i pociągnęłam za włosy w irytacji. Gdybym mogła zrobić to wszystko naprawdę.
- Też was nie widziałam, ale nie martwcie się, nic mi nie jest - starałam się być miła i uprzejma, ale obsesja Hannah na punkcie mojego jakkolwiek-by-go-nazwać (aka Nicka) mnie irytowała.
- Nie powiedzieliśmy twojej matce, że nie byłaś na dwóch lekcjach - wyszeptała do mnie, ale za ta przyjazną maską było coś jeszcze. Mam tylko nadzieję, że nie zapyta, gdzie byłam.
- Dziękuję. Od tego są przyjaciele, prawda? - posłałam jej fałszywy uśmiech.
Wiem, że ona powinna powiedzieć to zdanie, ale chciałam to podkreślić.
- Oczywiście - nie wiem, w co ona pogrywa ale mam już dość jej fałszywości.
Nie wiem, czy nadal jesteśmy przyjaciółkami, bo wszystko, co ona robi wydaje się mi przeszkadzać.
- Chcecie, abym dała wam trochę czasu dla siebie? Mogę poczekać na ciebie na zewnątrz - ostatnią część skierowała do Nicka.
- Nie musisz na niego czekać, Hannah - powiedziałam, lecz brzmiało to bardziej, jak pytanie.
- Muszę, chyba, że chce wracać pieszo do domu - stwierdziła, chichocząc głupio.
Spojrzałam na Nicka w zupełnej dezorientacji.
- Skradziono mi wczoraj samochód - wyjaśnił - Hannah zaproponowała, że podwiezie mnie do ciebie.
- Co? Ale... Jak? - moje zmieszanie tylko rosło.
- Byłem na stacji benzynowej i płaciłem na moje zakupy, a kiedy wyszedłem ze sklepu, samochodu już nie było - jego oczy płonęły w gniewie.
- O mój Boże - sapnęłam, zakrywając dłonią moje otwarte usta.
- Prawda? Mam nadzieję, że wkrótce znajdą tego zwyrodnialca - wtrąciła się Hannah, delikatnie ściskając biceps Nicka.
Ale w tej chwili nie dbałam o jej nagły udawany pokaz. Wszystko, co teraz krążyło w moich stłoczonych myślach to fakt, że możliwość, że samochód Nicka był tym, który ukradł Justin była, jak 99,9999%. Wszystkie elementy do siebie pasowały. Drogi samochód, który mógł należeć tylko do kogoś bogatego i to, że wyglądał znajomo, kiedy wczoraj go zobaczyłam i to, że został skradziony wczoraj. Nie chciałam nic więcej, jak być w błędzie. Przygryzłam mocno wargę do tego stopnia, że poczułam krew.
- Wow Brooke, wyglądasz na bardziej dotkniętą, niż ja - zaśmiał się Nick - Nie martw się, dobrze? Policja go znajdzie - objął mnie opiekuńczo i pocałował w czubek głowy, a ja oparłam głowę na jego piersi.
Poczucie winy było nieznośne, a mój żołądek płonął i miałam wrażenie, że zwymiotuję. Kontakt z Nickiem przypominał mi mój pocałunek z Justinem. Mój oddech był nierówny i odsunęłam się, starając się uspokoić.
- Powinnaś odpocząć kochanie, wyglądasz na zmęczoną - sposób w jaki nazwał mnie "kochaniem" wysłał nową falę poczucia winy, a ja dziękowałam Bogu w chwili, gdy opuścili mój pokój.
Opadłam na łóżko, ale o dziwo, z moich oczu nie popłynęły łzy. Oddychałam głęboko, starając się zrelaksować. Kiedy mniej więcej czułam się lepiej, wzięłam telefon i wybrałam numer Justina, czekając, aż odbierze.
- Już się za mną stęskniłaś, księżniczko? - jego zarozumiały głos rozbrzmiał w słuchawce.
Zignorowałam jego zalotny komentarz.
- Justin, musisz oddać samochód, który ukradłeś. To samochód Nicka - w moim głosie wyczuwalny był niepokój, kiedy pokreśliłam słowo "Nicka".
- Co? Żartujesz, kurwa? - krzyknął. On jednak nie brzmiał, jakby się przejął, był niemal rozbawiony.
- Justin, mówię całkowicie poważnie. Nie wiesz, jaką władze ma jego ojciec, on poruszy niebo i ziemię by odzyskać ten samochód. Możesz skończyć w więzieniu Justin, to nie są żarty - powiedziałam pośpiesznie, modląc się w duchu, że mnie posłucha i że nikt go nie złapie.
Mimo, że nie chciałam przyznać, że moim większym zmartwieniem był Justin, a nie Nick i jego samochód, to w głębi serca wiedziałam, że tak było. Musiałam jeszcze zrozumieć, czemu.
Justin nie odpowiedział od razu.
- Obawiam się, że nie mogę oddać mu jego samochodu - powiedział spokojnie. Czy tylko ja tutaj panikuję? Najwyraźniej tak.
- Co masz na myśli mówiąc, że nie możesz? - zapytałam niepewnie, obgryzając lakier z paznokci.
- Spójrz przez okno w dół, na ulicę - rozkazał łagodnie, jakby to w tej chwili miało znaczenie.
Dostrzegłam światła z okolicznych budynków, ale ludzie idący ulicą, byli tylko rozmytymi mrówkami.
- Co mam niby zobaczyć? - zmrużyłam oczy, starając się dostrzec w oddali coś znajomego.
- Widzisz pomarańczowy samochód? - zapytał.
- Tak, chyba tak - powiedziałam po tym, jak dostrzegłam coś, co wyglądało, jak pomarańczowy sportowy samochód - Co z nim? - ściągnęłam brwi. On też go widzi? Byłam zmieszana.
- Okej, widzisz osobę o niego opartą? Rozmawia przez telefon - dodał z minimalną powagą w głosie.
Ledwo mogłam dostrzec sylwetkę kogoś opartego o sportowy samochód. Wtedy do mnie dotarło.
- O nie, Justin. Proszę powiedz mi, że ty nie... - nie musiałam kończyć zdania. Nawet przez telefon wiedziałam, że uśmiecha się z zadowoleniem - Jesteś szalony - syknęłam z niedowierzaniem, nie mogąc uwierzyć, że sprzedał samochód Nicka i zdobył nowy.
- Chcesz go zobaczyć? - zapytał, jakby nie popełnił właśnie przestępstwa, które mogłoby go wsadzić do więzienia, na resztę życia - Jest bardzo fajny.
- Nie, nie chcę. Poważnie, ty... Ty... - trudno było mi znaleźć słowa, by wyrazić to, co chciałam powiedzieć - Ty nie jesteś normalny.
- Oooo - przeciągnął "o", jakby właśnie coś sobie uświadomił - Wiem, dlaczego nie chcesz zejść. Boisz się odpowiedzieć na moje wcześniejsze pytanie - gdybym miała lornetkę, jestem pewna, że dostrzegłabym ten nieznośny uśmieszek przyklejony do jego twarzy.
Zatrzymałam się patrząc przez okno i przełknęłam ślinę. Cholera, zapomniałam o tym, a teraz to tylko utrudniło ominięcie tego tematu.
- Jestem zmęczona i chce mi się spać, to wszystko - mruknęłam bez emocji.
- Więc po tym, jak tu przyjechałem, by cię zobaczyć, Ty mnie olewasz? - udał zranionego, pociągając nosem.
Zachichotałam krótko.
- Próbujesz mnie szantażować, Bieber?
- Może, Sayers - odpowiedział zadowolony z siebie - Czy to działa?
Kiedy nie odpowiedziałam, zajęta gryzieniem mojej dolnej wargi, on kontynuował.
- Obiecuję, nie będziesz się czuła niezręcznie.
- Jakby to było możliwe - parsknęłam.
- Proszę - powtórzył głosem dziecka.
- Dobrze, ale tylko na kilka minut. Naprawdę jestem zmęczona - powiedziałam niepewnie.
Rozłączył się, zanim zmieniłabym zdanie. Westchnęłam i założyłam moją białą bluzę z futerkiem i zasunęłam ją tak, by nie było mi zimno. Zmieniłam kapcie na moje Tomsy. Przeglądając się w lustrze stwierdziłam, ze nie wyglądam tak źle. To była zwyczajna pidżama, poza tym było ciemno, a ja nie muszę zaimponować Justinowi, prawda? Moje włosy były prawie suche i opadały falami na moje plecy. Założyłam okulary z czarnymi plastikowymi oprawkami. Były to okulary niepoprawiające wzroku. Zanim zamknęłam drzwi na klucz i otworzyłam okno. Chłodne powietrze uderzyło w moją twarz, powodując na mojej skórze gęsią skórkę. Jęknęłam, kiedy ujrzałam długie schody w dół. Chciałam wyjść drzwiami, ale jakbym usprawiedliwiła tak późne wyjście w samej piżamie? Schody ewakuacyjne muszą wystarczyć. Schodziłam powoli, nie patrząc na ulicę, by nie przerazić się wysokości. Zeszłam po niekończących się metalowych schodach, które wydawały dziwne dźwięki pod moim ciężarem. Gdy zeszłam na ziemię, byłam lekko zaczerwieniona, ale to nic w porównaniu z tym, co będzie później. To, co dla ciebie robię, Justin.
Ujrzałam go stojącego obok samochodu, wyglądał tak cudownie, jak zawsze w kolorowych światłach ruchliwej ulicy. Założyłam kaptur na głowę, aby ukryć się przed mijanymi ludźmi. Kiedy Justin mnie zobaczył, posłał mi szeroki uśmiech, a moje usta walczyły by tego nie odwzajemnić, choć nie były w stanie. Kiedy byłam nieco bliżej, zauważyłam, że samochód ma dwa czarne pasy, po jednym wzdłuż obu stron.
- Cześć - przywitałam się, chowając dłonie do kieszeni.
- Hej - dlaczego on ma podwinięte rękawy swojej szarej bluzy z kapturem, kiedy ja zamarzam? - Nie wiedziałem, że nosisz okulary.
- Nie noszę, to dla ozdoby - skinął głową - Moglibyśmy wsiąść do twojego... samochodu? - dziwnie było mówić to słowo, bo technicznie nie był jego, ale nieważne - Tak jakby jestem w pidżamie i nie chcę, by ktoś mnie zobaczył - otuliłam swoje ciało, zakłopotana.
- Jasne - otworzył mi drzwi i wsiadłam do środka, a on dołączył do mnie po kilku sekundach, siadając za kierownicą.
- Niezła fura, shawty - powiedziałam, próbując naśladować głos, którego użył 'Miller' z tego co pamiętam, gdy go spotkałam po raz pierwszy.
Zaśmiał się, łapiąc mój żart.
- Dziękuję, ale nie nazywaj mnie shawty.
Zaczęłam myśleć, ile od tego czasu się zmieniło. Nigdy bym nie pomyślała, że będę wymykać się z domu aby spotkać się z chłopakiem, który właśnie ukradł samochód mojego
- O czym myślisz? - zapytał, odwracając się w fotelu twarzą do mnie.
Podniosłam kolana do piersi i oparłam na nich brodę, ignorując jego spojrzenie, kiedy to zrobiłam. Chłopcy i ich miłość do samochodów.
- Myślałam, jak bardzo moje życie zmieniło się przez ciebie - powiedziałam szczerze.
To go zaskoczyło i kątem oka dostrzegłam, że jego usta wyginają się w chytrym uśmiechu, jakby był z tego dumny.
- Cóż, ty też sporo zmieniłaś w moim życiu. Nigdy bym nie pomyślał, że przyjadę spotkać się z dziewczyną z innego powodu, niż seks - przyznał bez ogródek, na co sapnęłam głośno.
- Jesteś niemożliwy, Justin - pokręciłam głową.
- Tak mi mówiono - powiedział z pewnością siebie, na co przewróciłam oczami.
Chapter 75 ~ Or Regret
Wyskoczyłyśmy z czarnego Range Rovera Belli i wzięłam głęboki oddech, jakby to miało podbudować moją odwagę przed rozmową z Justinem. Zauważyłam jego oraz Tysona, siedzących na naszej zwykłej ławce i rozmawiających. Nie widzieli nas na początku, ale jak szłyśmy do nich, Tyson się odwrócił w naszą stronę, a przez to Justin zrobił to samo. Na milisekundę nasze oczy się spotkały, lecz on odwrócił wzrok. Był wkurzony i nie mogłam go winić. Bella była tego nieświadoma, ponieważ nie powiedziałam jej co się właściwie stało, a ona nie pytała. Powiedziała mi tylko, że byłam suką - coś, z czego sama już zdałam sobie sprawę - i tak było lepiej. Gdy dotarłyśmy do nich, Tyson wstał i nasze pięści zderzył się w pewnego rodzaju powitaniu, które wymyśliliśmy zeszłej nocy.
- Co tam, BS? - nazwał mnie moim pseudonimem, na co uśmiechnęłam się, a Bella zmarszczyła czoło.
- Cześć, Ty - skinęłam głową.
Potem przytulił Bellę i oboje zniknęli z pola widzenia, rozmawiając o czymś z ożywieniem. Powietrze stało się gęstsze od napięcia, kiedy usiadłam obok Justina. On nawet nie drgnął na dźwięk skrzypienia ławki, ani nie potwierdził w żaden sposób, że zauważył moją obecność. Bałam się odezwać, bałam się ruszyć, a nawet bałam się oddychać. W końcu znalazłam w sobie odwagę i wymamrotałam.
- Hej.
Justin nie odpowiedział, na co westchnęłam. Był naprawdę wkurzony.
- Justin - jęknęłam - Możemy porozmawiać? - zapytałam, po raz kolejny dostając ciszę - Słuchaj Justin, przepraszam okej? Nie miałam na myśli tego, co powiedziałam i czułam się przez to, jak gówno przez cały dzień. Nie chciałam na ciebie warczeć, to ja jestem rozczarowana samą sobą, a zrzuciłam to wszystko na ciebie. Proszę, wybacz mi - wyrzuciłam na jednym wydechu.
Justin w końcu odwrócił głowę, spojrzał na mnie i mrugnął powiekami. Czekałam na odpowiedź - nawet jeśli miał mnie zwyzywać - czując się nerwowo, przez jego spojrzenie.
- Byłaś totalną suką - stwierdził krótko. Jezu, dzięki za szczerość - Ale ja też przepraszam. Nie powinienem cię zmuszać, abyś poszła - powiedział w końcu, poczucie winy błysnęło w jego pięknych piwnych oczach.
- Nie, ja się zgodziłam, więc technicznie, to moja wina. Jestem zła na siebie, że byłam tak nieostrożna... I muszę przyznać, że byłam dla ciebie suką - posłałam mu przepraszające spojrzenie i przygryzłam wargę spuszczając wzrok na swoje kolana.
- Nigdy więcej nie pozwolę ci pić - usłyszałam w jego głosie, że uśmiechnął się przelotnie, przez co poniosłam oczy.
- Proszę - kąciki moich ust również uniosły się ku górze.
- Widzę, że się przebrałaś - rzucił, przypatrując się mojemu improwizowanemu strojowi.
- Próbowałam, ale rozpaczliwie potrzebuję prysznica i łóżka - zaśmiałam się się lekko, chowając kosmyki włosów za uszami.
Justin spojrzał na mnie ze zrozumieniem.
- Przynajmniej nie obudziłaś się ze strasznym kacem - wzruszył ramionami. To by była wisienka na torcie.
- Przy okazji, skąd wiedziałeś, gdzie byłam wczoraj, kiedy uratowałeś mnie od tego złodzieja? - zapytałam, przypominając sobie, że nic mi nie powiedział o tym, skąd zdobył samochód i czemu był w tej samej okolicy co ja, w tym samym czasie.
- Nie wiedziałem. Po prostu dziwnym trafem pojawiasz się w najbardziej opustoszałych ulicach Nowego Jorku. Poważnie, co jest z tobą, że chodzisz po tak niebezpiecznych miejscach? - potrząsnął głową i ściągnął brwi w rozbawieniu - Zaczynam myśleć, że jesteś poszukiwaczem mocnych wrażeń, kochanie.
- Nie jestem - jęknęłam, na co zachichotał, a ja oparłam nogi na ławce, obejmując je ramionami.
- To bogata strefa, dlatego kręci się tam wielu złodziei - wyjaśnił - Miałaś szczęście, że chciał tylko twoje pieniądze, a nie ciało.
Skrzywiłam się na samą myśl o tym
- Nie dałabym mu tego - mruknęłam, odwracając wzrok - Więc co tam robiłeś? - spytałam podejrzliwie i szczerze mówiąc zaciekawiona.
Wciągnął głęboko powietrze, zanim z powrotem skupił swoją uwagę na mnie.
- Fakt, że to jest spokojna dzielnica ma swoje zalety. Zdecydowałem przejechać się moim właśnie skradzionym samochodem, ponieważ wiedziałem, że nikt mnie tam nie zobaczy - wzruszył ramionami - Łącznie z policją.
Zastanowiłam się nad tym przez chwilę, zanim odpowiedziałam.
- Skoro uratowałeś mi życie, przymknę oko na fakt, że złamałeś prawo.
- Tak, jak się spodziewałem - uśmiechnął się triumfalnie.
- Ale to nie znaczy, że to mi się podoba - ostrzegłam go.
Bez względu na to, co mu powiedziałam, on nie zamierzał zmieniać swojego zachowania, więc po co w ogóle próbuję? Dziwnie nazywać go przestępcą, kiedy jest takim miłym kolesiem, gdy się go pozna. I pomyśleć, że wydawał mi się straszny, gdy go zobaczyłam po raz pierwszy od kilku lat...
Po kilku sekundach, on wciąż na mnie patrzył.
- Co? - zaśmiałam się rozbawiona.
Otworzył usta, a ja patrzyłam na nie przez chwilę, czując, że moje policzki robią się czerwone.
- Żałujesz, że mnie pocałowałaś? - wypalił, całkowicie zbijając mnie z tropu.
Moje oczy rozszerzyły się i otworzyłam usta, lecz żadne słowo z nich nie wyszło. Justin świdrował mnie spojrzeniem z wyrazem, którego nie byłam w stanie rozpoznać.
- Nie - uśmiechnęłam się i pocałowałam go delikatnie w usta.
Przerwał nam piskliwy głos Belli.
- Brooklyn! Mówiłam Tysonowi, że on i Justin powinni przyjść na twoją spóźnioną imprezę urodzinową, prawda? - jej pełne nadziei oczy zdradzały, że była całkowicie zauroczona Tysonem.
Chłopcy spojrzeli na mnie, oczekując odpowiedzi.
- Oczywiście - powiedziałam.
- Świetnie! - pisnęła Bella, klasnąwszy w dłonie.
Wszyscy zaśmialiśmy się z jej infantylizmu, choć z mojej strony był to pusty śmiech, bez emocji. Wkrótce wybiegł Tommy z Jaxonem i udaliśmy się z powrotem do domu.
- Co tam, BS? - nazwał mnie moim pseudonimem, na co uśmiechnęłam się, a Bella zmarszczyła czoło.
- Cześć, Ty - skinęłam głową.
Potem przytulił Bellę i oboje zniknęli z pola widzenia, rozmawiając o czymś z ożywieniem. Powietrze stało się gęstsze od napięcia, kiedy usiadłam obok Justina. On nawet nie drgnął na dźwięk skrzypienia ławki, ani nie potwierdził w żaden sposób, że zauważył moją obecność. Bałam się odezwać, bałam się ruszyć, a nawet bałam się oddychać. W końcu znalazłam w sobie odwagę i wymamrotałam.
- Hej.
Justin nie odpowiedział, na co westchnęłam. Był naprawdę wkurzony.
- Justin - jęknęłam - Możemy porozmawiać? - zapytałam, po raz kolejny dostając ciszę - Słuchaj Justin, przepraszam okej? Nie miałam na myśli tego, co powiedziałam i czułam się przez to, jak gówno przez cały dzień. Nie chciałam na ciebie warczeć, to ja jestem rozczarowana samą sobą, a zrzuciłam to wszystko na ciebie. Proszę, wybacz mi - wyrzuciłam na jednym wydechu.
Justin w końcu odwrócił głowę, spojrzał na mnie i mrugnął powiekami. Czekałam na odpowiedź - nawet jeśli miał mnie zwyzywać - czując się nerwowo, przez jego spojrzenie.
- Byłaś totalną suką - stwierdził krótko. Jezu, dzięki za szczerość - Ale ja też przepraszam. Nie powinienem cię zmuszać, abyś poszła - powiedział w końcu, poczucie winy błysnęło w jego pięknych piwnych oczach.
- Nie, ja się zgodziłam, więc technicznie, to moja wina. Jestem zła na siebie, że byłam tak nieostrożna... I muszę przyznać, że byłam dla ciebie suką - posłałam mu przepraszające spojrzenie i przygryzłam wargę spuszczając wzrok na swoje kolana.
- Nigdy więcej nie pozwolę ci pić - usłyszałam w jego głosie, że uśmiechnął się przelotnie, przez co poniosłam oczy.
- Proszę - kąciki moich ust również uniosły się ku górze.
- Widzę, że się przebrałaś - rzucił, przypatrując się mojemu improwizowanemu strojowi.
- Próbowałam, ale rozpaczliwie potrzebuję prysznica i łóżka - zaśmiałam się się lekko, chowając kosmyki włosów za uszami.
Justin spojrzał na mnie ze zrozumieniem.
- Przynajmniej nie obudziłaś się ze strasznym kacem - wzruszył ramionami. To by była wisienka na torcie.
- Przy okazji, skąd wiedziałeś, gdzie byłam wczoraj, kiedy uratowałeś mnie od tego złodzieja? - zapytałam, przypominając sobie, że nic mi nie powiedział o tym, skąd zdobył samochód i czemu był w tej samej okolicy co ja, w tym samym czasie.
- Nie wiedziałem. Po prostu dziwnym trafem pojawiasz się w najbardziej opustoszałych ulicach Nowego Jorku. Poważnie, co jest z tobą, że chodzisz po tak niebezpiecznych miejscach? - potrząsnął głową i ściągnął brwi w rozbawieniu - Zaczynam myśleć, że jesteś poszukiwaczem mocnych wrażeń, kochanie.
- Nie jestem - jęknęłam, na co zachichotał, a ja oparłam nogi na ławce, obejmując je ramionami.
- To bogata strefa, dlatego kręci się tam wielu złodziei - wyjaśnił - Miałaś szczęście, że chciał tylko twoje pieniądze, a nie ciało.
Skrzywiłam się na samą myśl o tym
- Nie dałabym mu tego - mruknęłam, odwracając wzrok - Więc co tam robiłeś? - spytałam podejrzliwie i szczerze mówiąc zaciekawiona.
Wciągnął głęboko powietrze, zanim z powrotem skupił swoją uwagę na mnie.
- Fakt, że to jest spokojna dzielnica ma swoje zalety. Zdecydowałem przejechać się moim właśnie skradzionym samochodem, ponieważ wiedziałem, że nikt mnie tam nie zobaczy - wzruszył ramionami - Łącznie z policją.
Zastanowiłam się nad tym przez chwilę, zanim odpowiedziałam.
- Skoro uratowałeś mi życie, przymknę oko na fakt, że złamałeś prawo.
- Tak, jak się spodziewałem - uśmiechnął się triumfalnie.
- Ale to nie znaczy, że to mi się podoba - ostrzegłam go.
Bez względu na to, co mu powiedziałam, on nie zamierzał zmieniać swojego zachowania, więc po co w ogóle próbuję? Dziwnie nazywać go przestępcą, kiedy jest takim miłym kolesiem, gdy się go pozna. I pomyśleć, że wydawał mi się straszny, gdy go zobaczyłam po raz pierwszy od kilku lat...
Po kilku sekundach, on wciąż na mnie patrzył.
- Co? - zaśmiałam się rozbawiona.
Otworzył usta, a ja patrzyłam na nie przez chwilę, czując, że moje policzki robią się czerwone.
- Żałujesz, że mnie pocałowałaś? - wypalił, całkowicie zbijając mnie z tropu.
Moje oczy rozszerzyły się i otworzyłam usta, lecz żadne słowo z nich nie wyszło. Justin świdrował mnie spojrzeniem z wyrazem, którego nie byłam w stanie rozpoznać.
- Nie - uśmiechnęłam się i pocałowałam go delikatnie w usta.
Przerwał nam piskliwy głos Belli.
- Brooklyn! Mówiłam Tysonowi, że on i Justin powinni przyjść na twoją spóźnioną imprezę urodzinową, prawda? - jej pełne nadziei oczy zdradzały, że była całkowicie zauroczona Tysonem.
Chłopcy spojrzeli na mnie, oczekując odpowiedzi.
- Oczywiście - powiedziałam.
- Świetnie! - pisnęła Bella, klasnąwszy w dłonie.
Wszyscy zaśmialiśmy się z jej infantylizmu, choć z mojej strony był to pusty śmiech, bez emocji. Wkrótce wybiegł Tommy z Jaxonem i udaliśmy się z powrotem do domu.
Subskrybuj:
Posty (Atom)